< NAUKA I TECHNIKA | << LITERATURA NAUKOWA
Dziennik roku zarazy

Dziennik roku zarazy
Autor: Daniel Defoe
Tytuł: Dziennik roku zarazy
Wydawca: Wydawnictwo Puls (Londyn)
Rok wydania: 1993
Liczba stron:230
ISBN: 1-85917-001-3

Czytelnicy kojarzący Daniela Defoe tylko z "Przypadkami Robinsona Crusoe" - zwykle w ugrzecznionej, przerabianej w podstawówce, XIX-wiecznej adaptacji - mogą być zaskoczeni i to wielokrotnie. Defoe autorem arcydzieła? Recenzja XVIII - wiecznej powieści (pierwodruk w 1722 roku) na Trzynastym Schronie? W dodatku w dziale naukowym?

A jednak. Jeśli Gustaw Herling - Grudziński i Anthony Burgess zgodnie piszą o arcydziele (zob. przedmowa Herlinga do omawianego wydania), to nie wypada im nie wierzyć. Defoe odkrył stylistyczny klucz, sposób narracji, umożliwiający literackie przedstawienie apokaliptycznej rzeczywistości. Jest nim skupiona prawie wyłącznie na faktach pierwszoosobowa relacja.

W 1665 roku, podczas ostatniej wielkiej epidemii dżumy w Londynie, autor "Dziennika..." miał pięć lat. Zapamiętał zapewne emocje, obrazy i niewiele więcej. Wypełniony szczegółami tekst, często monotonny, pełen powtórzeń, antycypacji i retrospekcji, przytaczający - kronikarskim wzorem - teksty zarządzeń i statystyki zgonów, jest wynikiem studiów, literackiej wyobraźni i dyscypliny. Fikcyjna, autobiograficzna forma - rzekoma relacja, pełnego głębokiej wiary i zdroworozsądkowego dystansu, angielskiego kupca - jest filtrem nadającym tekstowi dodatkową wiarygodność.

Przy lekturze trafiamy na nieoczekiwane i niemożliwe do wymyślenia szczegóły: choćby ten o rzeźnikach z Blowbladder Street "którzy, jak powiadają, mieli zwyczaj nadymania mięsa przy pomocy miechów, aby wydawało się grubsze i tłuściejsze, i zostali za to ukarani przez Lorda Mayora". Znajdziemy w tej powieści drobiazgowy opis zróżnicowanych postaw i reakcji ludzi znajdujących się w krańcowej sytuacji. Opis społeczności, która za wszelką cenę próbuje utrzymać kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Obserwujemy falowanie społecznych nastrojów, od początkowego zaprzeczenia, przez panikę i apatię, do nadziei. Układ tych fal, wzór który tworzą, obrazuje ludzką naturę.

Równie ważne jest to, co pozostawiono wyobraźni i ocenie czytelnika. Defoe konsekwentnie unika pisania wprost o tym, czego opisać się nie da. Nawet nie próbuje epatować horrorem i histerycznymi emocjami. Otwarcie, ustami swego bohatera, odżegnuje się od mędrkowania i moralizowania. To też jest nieusuwalnym składnikiem tej świadomej stylistyki.

Burgess pisze, że każdy kto "opisuje miasto w stanie agonii i paniki, i jest pochłonięty sposobem, w jaki obywatele stawiają czoło tej próbie, musi w końcu sięgnąć do arcydzieła Daniela Defoe". Na Schron tacy ludzie trafiają, lepiej żeby sięgnęli wcześniej niż później. W świetle powyższych wywodów wypada uznać Defoe za wybitnego prekursora postapo, tak w formie, jak i w treści.

Z drugiej strony, niezależnie od rangi jaką ma dzieło w historii literatury, nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby mogło być dzisiaj czytane bezinteresownie. Może to upływ czasu; może wrażliwość stępiona makabrycznymi doświadczeniami XX wieku; może brak wyraźnej fabuły; może wreszcie być i tak, że "Dziennik..." padł ofiarą własnego sukcesu. Z narracyjnego patentu Defoe korzystali bezpośrednio i twórczo Wells, Camus i Herling, a pośrednio tak wielu innych pisarzy, że nie robi on dziś takiego wrażenia. Mimo tego - jeśli mamy dodatkową motywację - warto.

© 2011 Zrecenzował Jerzy 'Jerzy' Kubok

< NAUKA I TECHNIKA | << LITERATURA NAUKOWA