< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Vladimir Wolff - Tropiciel

Okładka powieści 'Tropiciel' Autor: Vladimir Wolff
Tytuł: Tropiciel
Wydawnictwo: WarBook
Data wydania: 2014
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-64523-24-3

Pomiędzy "jest dobrze", a "nie jest źle" rozciąga się – przecząc formalnej logice – spory obszar. W tej nieokreślonej przestrzeni znaleźć można "Tropiciela" Vladimira Wolffa. Jego twórczość ma wiele atutów. Autor pisze stylowo, kolejne strony przewraca się z przyjemnością i zaciekawieniem. Dialogi nie są może błyskotliwe i w pamięć nie zapadają, ale nie rażą sztucznością. To dużo. Jeśli dodamy do tego atrakcyjną scenerię: dzisiejsze realia, polityczne intrygi, spiski i służby, ze złowrogą obecnością Moskwy w tle, to oczekiwania rosną.

Najnowsza powieść różni się nieco od poprzednich. Nowy gatunek, nowy bohater – skrojony trochę na wzór Jacka Reachera. Parantela z Lee Childem nie jest zła i nie powinna autorowi uwłaczać. Bohaterowie kryminałów dzielą się z grubsza na zwyczajnych i nadzwyczajnych. Wolę ten pierwszy typ, a Matt Pulaski należy zdecydowanie do drugiego. To jednak nie problem – jest wiarygodny, a kryminał to nie powieść psychologiczna. Indianin półkrwi – po ojcu Polak, zasłużony wojak elitarnych jednostek amerykańskiej armii, zwolniony za skuteczność i dorabiający sobie w sposób absolutnie niezgodny z prawem, acz usprawiedliwiany przez skrajnych utylitarystów – robi wrażenie.

Do tej pory Wolff realizował się w ramach military/political fiction. Tu autorowi wolno wiele. Dużą krzywdę uczynili mu entuzjastyczni pochlebcy, zwani mylnie krytykami, którzy kreowali go na współczesną Kasandrę i Mentora zarazem, nakładając garb, którego nie mógł udźwignąć.

W "Tropicielu" skręcił w stronę sensacyjnego kryminału, rezygnując z ochrony fantastycznego parasola. I zrobił sobie krzywdę sam. Obnażył defekt, który w poprzednich utworach nie przeszkadzał specjalnie, natomiast w kryminale jest trudny do przełknięcia – nieumiejętność skonstruowania wiarygodnej fabuły. Nie chodzi o prawdziwość tajemnicy, która stała się motywem działania, ani też o brak w śledztwie ślepych zaułków – kryminał ma swoje prawa, taka konwencja (chociaż liniowość razi) – tylko o wewnętrzną spójność fabuły.

Jeśli zarzuty dotyczą logiki fabularnej, to recenzent znajduje się między Scyllą i Charybdą. Ujawnienie kto i dlaczego zabił zasługuje na męki. Z drugiej strony nie powinien rzucać gołosłownych oskarżeń, nawet jeśli sądzi, że uważny czytelnik bez problemu niekonsekwencje i mielizny odnajdzie. Ostrożnie zatem i skąpo – tytuł na spalenie nie zasługuje – tak, by zarzuty stały się czytelne dopiero po lekturze.

Kluczowa informacja, przełom w śledztwie; cenny, dobrze ulokowany agent wpływu dzwoni ze swojego, dającego się zidentyfikować numeru? Psychiatryczny przypadek! Jak on mógł dojść tak wysoko? Kto mógł mu taką głupotę nakazać? Problemem jest też motywacja sprawców pierwszej zbrodni (brak korzyści) i finał. W jaki niby sposób ten 'zły' miał zamiar wytłumaczyć się Amerykanom (i Polakom)? Logika wydarzeń naprawdę kuleje.

Dobry warsztat, pomysł (oklaski!), wyrazisty bohater i wartka akcja maskują skutecznie (do czasu) słabości. W trakcie lektury napisanie recenzji "Tropiciela" nie wydawało się trudne. Co za problem pochwalić autora za sprawność? Z perspektywy ocena musi być bardziej wyważona. Lektura w sam raz dla poszukujących czystej rozrywki, którzy nie lubią się zastanawiać nad tym co przeczytali, albo tych którzy chcą sprawdzić, czy mam rację. Specjalny bonus dla czytelników podzielających autorską wizję świata. Lewackich defetystów zniechęcam.

© 2014 Zrecenzował Jerzy 'Jerzy' Kubok

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA