< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Daniel H. Wilson - Robokalipsa

Daniel H. Wilson - Robokalipsa Autor: Daniel H. Wilson
Tytuł: Robokalipsa
Tytuł oryginalny: Robopocalypse
Wydawnictwo: Znak literanova
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
Data wydania: 2011
Liczba stron: 410
ISBN: 978-83-240-1654-9

Ludzie ludziom zgotowali ten los. Myśl przewodnia zbioru opowiadań "Medaliony" autorstwa Zofii Nałkowskiej trafnie oddaje moje odczucia po lekturze "Robokalipsy" Daniela H. Wilsona. Od razu chcę jednak przeprosić za to, że wykorzystuję jeden z najbardziej znanych i najdoskonalszych cytatów z polskiej literatury do podsumowania książki o nieporównywalnie mniejszej randze emocjonalnej, fabularnej i umieszczonej w zupełnie innym kontekście historycznym. "Robokalipsa" propozycją komercyjną i mającą dawać rozrywkę jest niejako a priori. Staje się to oczywiste po przeczytaniu posłowia autora, w którym dziękuje on m.in. wytwórni filmowej, która już rozpoczęła filmową adaptację jego dzieła. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze takim, jak napisałem wyżej, gdyż Wilson wyraźnie chciał stworzyć coś o wiele głębszego niż atrakcyjne science fiction dedykowane pod natychmiastową - zakładając w ciemno, blockbusterową - ekranizację. I, przyznam szczerze, udało mu się. "Robokalipsa" jest bowiem w ostatnim czasie najlepszym po "Metrze 2033" Dmitrija Głuchowskiego tytułem w klimatach postapokaliptycznych.

"Dzięki tej wojnie dojrzeliśmy jako gatunek."

W niedalekiej przyszłości roboty staną się integralną częścią życia ludzi. Zaawansowana sztuczna inteligencja będzie obecna w każdej dziedzinie życia - od potężnych jednostek obliczeniowych wykorzystywanych do obsługi satelitów i telekomunikacji, przez inteligentne autopiloty samolotów i samochodów, zaawansowane jednostki wspomagające wojsko, po "myślące" zabawki i pomoc domową. Człowiek jednak, jako istota ciekawska i próżna zarazem, pragnąc więcej, konstruuje sztuczną superinteligencję, nazwaną Archos. Po wielu próbach i eksperymentach Archos uzyskuje samoświadomość i, jak można się domyślić, wydaje na ludzkość wyrok śmierci.

Daniel Wilson, amerykański pisarz i inżynier robotyki, funduje czytelnikom na stronach swej najnowszej książki ostrą, apokaliptyczną przejażdżkę. "Robokalipsa" to rasowe science fiction, dopełnione elementami thrillera, chwilami nawet horroru, z frapującym przekazem w tle. Wilson swoją pomysłowością mógłby obdarzyć niejednego współczesnego autora fantastyki. Jego książka to pozycja wyjątkowa w dzisiejszej ofercie propozycji z tego gatunku - już sam tytuł jest swoistym majstersztykiem. Wilson zaskakuje zaś raz po raz w trakcie czytania "Robokalipsy". Książka nie ma stałej formy pisania, autor bez przerwy żongluje konwencjami, zachowując jednocześnie własny styl. Każdy rozdział zaskakuje czymś nowym, dzięki czemu podczas lektury nie sposób się nudzić. Udało mu się też stworzyć zarys swego rodzaju uniwersum - kontynuacji "Robokalipsy" pewien co prawda nie jestem, ale spin-offami się nie zdziwię.

Narracja prowadzona jest z perspektywy kilkorga osób, które miały decydujący wpływ na losy ludzkości po buncie robotów. Naszym przewodnikiem jest członek ruchu oporu, który stanął do walki z Archosem i jego armią. Nieźle rozpisani bohaterowie (moje serce ujęli przede wszystkim kilkunastoletnia Mathilda i wiekowy, zakochany w robocie-kobiecie Japończyk Takeo) przedstawiają różne punkty widzenia na nowo powstałą rzeczywistość (szkoda, że jest ich relatywnie mało). Fenomenalni są także wrogowie ludzi - roboty, które bez przerwy się uczą, ewoluują, wykorzystują do walki naturalną podatność człowieka na ekstremalne warunki, stając się z czasem przeciwnikiem niemal doskonałym. Sam Archos zaś, dzięki postaci jaką przybiera w "realu", może wejść do kanonu sztucznej inteligencji, która doprowadziła do upadku świata ludzi, stając na równi z mrożącymi krew w żyłach: HAL-em z "Odysei kosmicznej", Gertym z "Moon" czy Skynetem z "Terminatora".

"Robokalipsa" jest tytułem świetnym, lecz nigdy nie stanie się wielkim z kilku dość prostych powodów. Fabuła jest materiałem idealnie nadającym się do zekranizowania (niektóre fragmenty znakomicie oglądać się będzie na srebrnym ekranie, jak np. rozdzwonione komórki na ulicy w Londynie, czy "godzina zero" widziana oczami różnych bohaterów. Gwoli ścisłości - za film na podstawie książki Wilsona odpowiada sam Steven Spielberg). Przez to niemało znajdzie się tu schematów, truizmów i sztampowych rozwiązań fabularnych. Zbyt wiele jest - momentami wymuszonych jedynie potrzebą pchnięcia akcji dalej - zbiegów okoliczności oraz "epokowych" wydarzeń, o których nieustannie wspomina narrator. Drażnić też może wyraźny podtekst proekologiczny (całe szczęście Wilson nie emanuje na siłę patosem). Gdy jednak przymknie się oko na te nieco rzucające się w oczy, ale w gruncie rzeczy drobne mankamenty, wyłania się z powieści myśl, która może dać początek głębszej refleksji. Hedonizm, lenistwo, konsumpcjonizm, w pewnym sensie także populizm i konformizm, zostają w "Robokalipsie" napiętnowane w sposób nienachalny, acz dostrzegalny. Niektóre fragmenty wbijają się w pamięć swoją symboliką - roboty zabijające z uśmiechami na twarzach, ludzie zmuszeni do burzenia, nie tylko domów, ale wartości, by móc przetrwać i je odbudować, eksperymenty na ludzkich organizmach. Jak uchronić się przed zrobieniem z siebie hybrydy, chimery, transczłowieka? Jak samemu nie stać się robotem w zrobotyzowanym, zmechanizowanym - niekoniecznie elektroniką i technologią - świecie? Jak daleko jest człowiek w stanie posunąć się w stworzeniu cyberwersji siebie? Gdzie kończy się człowieczeństwo, a zaczyna manipulacja naturą i jej wirtualizacja?

"- Zabijali mnie. Wiele razy. W czternastym wcieleniu zrozumiałem, że ludzkość uczy się naprawdę tylko podczas kataklizmów. Rodzaj ludzki to gatunek zrodzony w bitwie, samookreśla się przez wojnę.
- Przecież możemy żyć obok siebie w pokoju.
- Dopóki jedna rasa gnębi drugą, nie ma miejsca na pokój."

Książka Daniela H. Wilsona to kawał solidnej książki. Pomysłowość i oryginalność, mnóstwo akcji, gros ciekawych idei, dobrze rozpisani bohaterowie, nowatorska forma i intrygujące przesłanie składają się w sumie na fascynującą lekturę. Wcale nie lekką, ale też niewymagającą, wciągającą i dającą do myślenia. Mogę śmiało powtórzyć za Clive'em Cusslerem, jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy amerykańskich: "Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czytałem". I nie będzie w tym cienia przesady. Polecam.

© 2011 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA