< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Maureen F. McHugh - Po apokalipsie

Okładka książki 'Po apokalipsie'

Autor: Maureen F. McHugh
Tytuł: Po apokalipsie
Wydawnictwo: REPLIKA
Data wydania: 2014
Liczba stron: 220
ISBN: 978-83-7674-115-4

Koniec jaki jest - każdy widzi.
Po apokalipsie nic [się] nie zmienia.

Czego się spodziewać po apokalipsie?

Wszystkiego i niczego. Życie po zagładzie ma to do siebie, że nie da się go apriorycznie zakładać, jako stanu możliwego do wystąpienia w życiorysie. A równocześnie można snuć wielorakie fantazje na jego temat. Przynajmniej w teorii.

W teorii, gdyż w praktyce zbiór postapokaliptycznych wątków jest mocno ograniczony. I to niekoniecznie dlatego, że na globalne spustoszenie nadają się tylko wybrane wizje, zakotwiczone w rachunku prawdopodobieństwa mocniej niż inne.

Powód jest bardziej prozaiczny: przy podobnej tematyce trudno nie dojść zwyczajnie do ściany. Kolejne pozycje z nurtu mogą bronić się już tylko dzięki wartościom czysto literackim, a nie fabularnym, lub też hybrydowością: łączeniem wątków i mariażem gatunkowym. Nie pisałabym tego truizmu, gdyby nie fakt, że bardzo czekałam na Po apokalipsie Maureen F. McHugh. Zaintrygowało mnie, że książeczka, która narobiła tyle szumu, reklamuje się oczywistością.

Oczywistością, bo i tytuł ostentacyjnie najprostszy - skoro po apokalipsie, to Po apokalipsie - i równocześnie okładkowa zapowiedź żelaznego zestawu oklepanych do imentu motywów: zarazy, zombie, wybuchów jądrowych. Styczniowa nowość Repliki nie zapowiadała nic nowego ani tytułem, ani tematyką, a mimo to zaszumieć mogło w głowie od tych wszystkich zachwytów, które na nią spłynęły. Co takiego ma w sobie zbiorek McHugh, czego postapokalipsa już by nie miała?

Najkrótsza, najszczersza i spontaniczna odpowiedź brzmiałaby: nic. Skoro jednak wartości podobnej prozy należałoby szukać nie w samej treści (takie zawężające spojrzenie krzywdziłoby tych autorów, którym akurat postapokalipsa się udała), należy po prostu zapytać: czy wyczekiwana przez wielu na polskim rynku, książka okazała się zwyczajnie dobra?

Niestety nie.

Zbiór opowiadań amerykańskiej pisarki okazał się lekturą mocno umiarkowaną, wtórną i do zapomnienia w zalewie innych podobnych.

To, co mogło się rzeczywiście krytykom spodobać, to namacalny autentyzm tych dziełek, ich społeczne tło i ogólnoludzkie prawdy, niekoniecznie na nowo odkryte, lecz z pewnością uczciwie, bez lukrowania zaprezentowane we wszystkich utworach zbiorku. Hugh postawiła na mikroskalę i przedstawiła dotknięty różnorakimi kataklizmami świat z punktu widzenia jednostek: ludzi zwykłych, lecz nadzwyczajnie zdeterminowanych. Nie tylko odrzuciła pompatyczno-bombastycznych ostatnich sprawiedliwych i zbawców pustkowi, ale wręcz z premedytacją zaprezentowała czytelnikowi antybohaterstwo, cynizm, zwierzęcość, a wszystko to podlane sosem złośliwego humoru. Niekiedy wręcz zrezygnowała z apokalipsy jako takiej, przedstawiając jej "preapokaliptyczne" zwiastuny: (Królestwo ślepców, Miesiąc miodowy).

Mógł też wielu przypaść do serca wyraźnie feminizujący charakter opowiadań. Apokalipsa pisana przez kobiety to modny ostatnio prąd w fantastyce. Za zagładę, dystopię, antyutopię - wzięły się panie, głównie te tworzące w kręgu literatury młodzieżowej z wyeksponowanym wątkiem romansowym, podobnej do sławnej już trylogii Suzanne Collins. McHugh nieźle wpasowała się w tę falę popularności, choć raczej przypadkiem, drogą pierwszych skojarzeń niż faktycznym zakwalifikowaniem gatunkowym; raczej nie ma z książkami Collins, Oliver, czy Haddix wiele wspólnego. Wyżej wymienione też zresztą nie były pierwsze; i przed tą falą mieliśmy przecież Elizabeth Hand, Margaret Atwood, Kate Wilhelm. Feministyczny rys prozy Hugh osiągnęła zarówno środkami warsztatowymi (narracja z perspektywy kobiet, dbałość o emocjonalny wydźwięk i detale), jak i wyborem dla większości bohaterów żeńskiej płci.

Wreszcie, Po apokalipsie to twórczość na wskroś amerykańska. I to nie z nazwy, a dzięki niedookreślonej, ale wyczuwalnej specyfice, majaczącej w tle. Powiedzmy sobie szczerze: mało który kraj czy region nadaje się na postapo równie dobrze co Stany. Wprawdzie mamy solidną, mocną gałąź wschodnią, z uniwersum Głuchowskiego na czele, jednak prawdziwy wasteland równa się: Ameryka. Czy będzie to wyczerpująca podróż ojca z synem, mutanty z Fallouta czy kinowe blockbustery oferujące cały wachlarz apokalips do wyboru - i wielkością, i popkulturowym koktajlem kraj ten świetnie nadaje się na tło filmów, gier i, wreszcie, książek. Amerykańskość prozy McHugh to nie tylko umieszczenie akcji większości utworów w Stanach, ale przemycanie drobnych, wpływających pozytywnie na całość elementów: pickupa, zupy Campbella, uciekającej panny młodej, narwanych mediów, amerykańskich chłopców jak z wojennego filmu, dwunastu kroków, nastolatków szczuplejących dopiero na diecie zagłady czy wreszcie zombie. Przedstawiając klasyczne już lęki swoich krajanów (w tym zimnowojenny przed wojną jądrową) poprzez użyte motywy, Hugh czuje się jak ryba w wodzie, czy tkwi fabularnie w Ohio, czy w Nowym Meksyku.

Tutaj jednak wyczerpuje się zestaw zalet książki. Byłyby one niewątpliwie bardziej zauważalne, gdyby lektura w pewnym momencie nie zaczęła... zwyczajnie nużyć. Niestety, zbiór opowiadań McHugh po prostu nie porywa. Przyczyną tego stanu rzeczy jest trzymanie się przez autorkę jednej tylko tonacji w każdym tekście, co dla zbioru krótkich form, w których nie można się rozpisać, jest po prostu zabójcze. Taką metodą da się uzyskać kostkę sprasowanego liofilizatu - raczej start do pełnowartościowych historii niż je same.

Najmocniejszymi punktami zbioru są otwierające go opowiadanie Naturalista i znajdujące się na końcu, tytułowe Po apokalipsie. Pierwsze podejmuje tematykę znanych nam żywych trupów, ale to nie na nich skupia się autorka. Zgniluszki lubią cynfolię i na pierwszy rzut oka zachowują się jak wygłodzone drapieżniki. To, co oryginalne, to fakt, że spotkać je możemy w... rezerwacie. Odcięty od reszty świata teren zarażonych wykorzystywany jest przez władze jako kolonia karna. Pisarka wprawnie operuje tu skrótem, wymuszanym przez formę, dając dowód, iż świetnie opanowała ambitną strukturę opowiadania. Naturalista to tekst niesamowicie przewrotny, z mocnym zakończeniem w tonie czarnego humoru.

Wieńczące całość Po apokalipsie jest w tym względzie nieco podobne; i tutaj pisarka odziera czytelnika ze złudzenia, iż w zrujnowanym świecie znajdziemy postawę inną od chęci przetrwania i ocalenia własnej skóry za wszelką cenę. Równocześnie jednak nikogo nie sądzi, nie ocenia, prezentując jedynie celne obserwacje dotyczące ludzkiej natury.

Za udane można również uznać Bezużyteczne rzeczy. To najbardziej kameralne, intymne, a najmniej fantastyczne i apokaliptyczne z opowiadań w zbiorku. Tutaj zmagać się trzeba z niesprzyjającą codziennością: nieszczelnymi granicami Nowego Meksyku, niebezpieczeństwem ze strony imigrantów, suszą, niespłaconymi rachunkami. Wybierać między wolnością i pasją, a robieniem czegoś za pieniądze, których brak. W ...Rzeczach McHugh najpełniej i najwyraźniej przedstawia preferowany typ bohaterki: zwykłej, ale silnej, odporniej psychicznie kobiety, silniejszej od mężczyzn, którzy często chcą ją skrzywdzić. Byłoby dobrze, gdyby... na takiej sylwetce gama postaci się nie kończyła.

Niestety, zamiłowanie pisarki do typu casuali, owych szaraczków postawionych przed katastrofą dziejową, w pewnym momencie sprowadziło ją na manowce. Prezentując bardziej postawy ludzkie niż ich właścicieli, McHugh niebezpiecznie zbliżyła się do granicy, poza którą czytelnikowi jest już obojętne, z kim ma do czynienia: Basią, Kasią czy Mietkiem. Mężczyźni są przy tym wyraźnie słabsi od kobiet. Mniej ogarnięci, rzekłaby młodzież. W głowach im zabijanie, rabowanie i gwałcenie, to na kobietach spoczywa ciężar utrzymania cywilizacji, nawet jeśli ich postawy nie da się nazwać humanitarną. W powieści taki monochrom by jeszcze uszedł - czas spędzony z książką zrobiłby swoje, może jakoś zdołalibyśmy się z kimś zżyć. Tutaj, ten sam model everymana, tylko nieznacznie liftingowany na potrzeby kolejnych króciutkich historyjek - zwyczajnie męczy.

Męczy też niespodziewana miałkość stylu. Trudno mówić o jakimkolwiek języku; on istnieje i tyle. Autorka doskonale zna proporcje krótkiej formy. Nie potrafi natomiast uczynić jej mocną, treściwą, zapadającą w serce, gdyż brak jej wyrazistości języka. Ma też tendencję do wplatania w fabuły sprawozdań i encyklopedycznych notek - bo tak należałoby określić te fragmenty, w których z lubością opisuje objawy chorobowe, rodzaj oprogramowania czy przypadki amnezji. Takie wstawki świetnie sprawdziłyby się w większej cegle, dodawałyby jej nawet autentyzmu. Tutaj zwyczajnie rażą, wyglądają jak odwalenie pisarskiej roboty przez przepisanie kawałka opracowań naukowych (w najlepszym razie) czy Wikipedii (w najgorszym). Przez tę irytującą manierę, historie nieźle sklamrowane, z potencjałem (Specjalna ekonomia, Bezużyteczne rzeczy) nie zostają w pamięci, zaś Wyprawa do Francji - opowiadanie o nieco większym stopniu rozmycia, które autorka próbowała uczynić lirycznym, niedopowiedzianym - sprawia wrażenie wprawki do czegoś większego. Efemeryczności dodatkowo sprzyja fakt, że McHugh użyła standardowych pomysłów i nie pokusiła się o nadanie im oryginalnego, autorskiego szlifu. Wszystko już widzieliśmy zbuntowane, świadome programy komputerowe, żywe trupy i panikę na wieść o skażeniu.

Podsumowując: bez fajerwerków, drodzy państwo. Ba, nawet bez zimnych ogni na osłodę. Wycinając początek i koniec, otrzymujemy przeciętną, lecz dobrze rozreklamowaną zawartość. Po apokalipsie nie jest książką złą, zwłaszcza w stosunku do ceny. Nie jest też książką miałką, jeśli chodzi o problematykę - refleksje i prognozy McHugh są bardzo aktualne. Tyle, że aktualne będą w każdej, przynajmniej zręcznie napisanej historii z gatunku. Koniec jaki jest - każdy widzi. Dlatego czytelnikom, o ile nie skuszą się na naprawdę dobrego Naturalistę plus opowieść tytułową - polecam zapoznać się z czymś, co jest więcej niż "przynajmniej zręczne", a do literackich objawień podchodzić z dystansem. Ot, niejako profilaktycznie. Jeśli książka McHugh miałaby być szczepionką - to wówczas owszem, warto ją przeczytać.

© 2014 Zrecenzowała Małgorzata 'Cichutki Spec' Ślązak

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPWIADANIA