< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Dmitrij Głuchowski - Metro 2035

Okładka książki 'Metro 2035' Autor:Dmitrij Głuchowski
Tytuł: Metro 2035
Oryginalny tytuł: Metro 2035
Wydawnictwo: Insignis Media
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Data wydania: 2015
Liczba stron: 540
ISBN-13: 978-83-653150-5-2

Gdy w chłodny, listopadowy wieczór skończyłem czytać najnowszą powieść Dmitrija Głuchowskiego Metro 2035, w telewizorze - akurat włączonym w pokoju obok - pojawiło się coś, idealnie puentującego zakończoną właśnie lekturę. A mianowicie premier Rosji - Dmitrij Miedwiediew - z namaszczeniem godnym władców Kremla ogłaszał kolejną rozbudowę i modernizację nuklearnego potencjału Rosji. Uzasadnieniem była oczywiście standardowa i łatwa do przewidzenia (zwłaszcza po lekturze Metro 2035) mantra. "Amerykanie grożą, łypią, czekają, mącą, już prawie wchodzą na Kreml". W związku z tym "musimy, powinniśmy, taka jest konieczność, nie ma innego wyjścia". A to wszystko w roku 2015. Nie w 1985.

Gdy pięć lat temu zaczynałem swoją przygodę z pierwszą częścią trylogią Głuchowskiego, być może naiwnie jak i sam autor liczyłem, że Rosja pod rządami tandemu Miedwiediew (prezydent) - Putin (wtedy premier) wybierze drogę rzeczywistego rozwoju i modernizacji. I że nie będzie to ślepe naśladowanie wzorców zachodnich, co zakończyło się faktycznym rozkładem państwa w latach 90-ch XX wieku, ale własny wybór. Bo Rosja ma potencjał, i to nie tylko związany z ogromnym obszarem i bogactwami naturalnymi. Tymczasem następne lata przyniosły połączenie najgorszych wzorców kolosa na glinianych nogach, jaką była carska Rosja, z brutalnym sowieckim zamordyzmem. Zaś mit modernizacji, budowanej na zyskach z eksportu choćby ropy naftowej, runął kiedy jej ceny znacząco poszły w dół. Nie mówiąc już o opadnięciu wszelkich złudzeń co do zamiarów kremlowskiej ekipy, która postanowiła zburzyć ład międzynarodowy po II wojnie światowej, dokonując aneksji Krymu i wywołując wojnę domową na Ukrainie. A już nie wspominając, o morderstwach politycznych przeciwników Putina z byłym wicepremierem z czasów prezydenta Jelcyna, Borysem Niemcowem.

Rosja w ciągu ostatnich lat stała się bardzo mało sympatycznym krajem. Kotara opadła, maski znalazły się na dole. I tylko najwięksi, pożyteczni idioci na Zachodzie cały czas wierzą, że "nie można drażnić Rosji, z którą trzeba się dogadać bez względu na koszty". Oczywiście nie płacone przez tychże...

Taką opadniętą też kotarę widać w powieści Metro 2035. Głuchowski wznosi się na wyżyny swoich umiejętności pisarskich, przestaje uciekać w filozoficzne dyrdymały, a zaczyna mówić #jakjest. A przede wszystkim wprowadza na karty powieści tych, którzy są współodpowiedzialni za piekło jakie powstało na powierzchni. Tu już nie ma miejsca na naiwny romantyzm znany z Metro 2033. Alegoria współczesnej Rosji, w której każda grupa społeczna została upchana w jedną czy drugą stację metra, "dwa lata później" to już wyblakła karta. A taki konflikt między komunistami i faszystami to tylko szopka. Cyrk, przedstawienie, w którym nieliczącym się i nie mającym znaczenia rekwizytem są ludzie. Utrzymywani jednak - póki jeszcze żyją - w poczuciu ciągłego zagrożenia, mogącego nadejść z wiadomo jakiego miejsca, przez głównych demiurgów tego spektaklu. Czyli przedwojenne władze, sterujące swoimi kukiełkami w metrze, jakimi są również stacje Hanzy i Polis.

Ratowanie metra przez mutantami? Przed epidemią nieznanego wirusa? Wolne żarty. To chora symbioza wąskiej grupki cwaniaków, potrafiących się ustawić nawet po atomowym armagedonie, z tłumem owiec ślepo idącym za swoim przewodnikiem. Baaa! Te owce wręcz domagają się być bite, poniżane, bo już nie strzyżone. Tak im wpojono, tak je uwarunkowano. Bo przecież tam, po drugiej stronie globu przetrwał wróg! A on tylko czeka, grozi, łypie, już wyciąga swoje łapy by mącić...

Przechodząc przez powieść razem z Artemem, możemy wejść - tym razem nie w rosyjską - a w duszę samego Głuchowskiego. I poczuć rozczarowanie nadziejami na zmianę w mentalności i myśleniu społeczeństwa, które parę lat temu postanowił on w taki nietypowy sposób opisać. Bo dla niego nie ma, nie może być, i nawet nie powinno być nadziei, skoro 80% ślepo i bezrefleksyjnie wierzy rządzącym. A ci mogą jak widać, już nie tylko kraść, ale i mordować tych, którzy się z nimi nie zgadzają.

I jaka nauka płynie więc po lekturze Metro 2035?

Nie warto zmieniać świata, poświęcając się dla jego dobra. Lepiej zacząć myśleć o sobie, i o tych najbliższych dla których warto żyć. Do Artema dociera tow końcu, na tyle że przestaje on walczyć ze swoimi wiatrakami. Wybiera życie. A co z mieszkańcami moskiewskiego metra? Owce przecież muszą mieć nad sobą...


Tweet

© 2016 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA