< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Stephen King - Komórka
Stephen King - Komórka

Autor: Stephen King
Tytuł: Komórka
Oryginalny tytuł: Cell
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2007
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-7359-432-6

Historie o zombie są dzisiaj równie oklepanym tematem jak świńska grypa. Ciężko zliczyć filmy i gry, w których występują przedstawiciele tej niezwykłej formy egzystencji. Gdy pisarze podejmują się opisania takich przygód muszą albo być wybitnymi twórcami, albo mieć wyjątkowy pomysł. Stephen King niewątpliwe należy do mistrzów pióra. Czy ktoś taki jak on jest w stanie tchnąć nowe życie w historię o nieumarłych?

Przyzwyczailiśmy się do opowieści o zombie, w których czynnikiem inicjującym był tajemniczy wirus. Wystarczy wspomnieć choćby "Świt żywych trupów" George'a Romero czy książkę Richarda Mathesona pt. "Jestem legendą". Notabene King dedykuje swoje dzieło właśnie tym dwóm panom. Autor pozostaje wierny hitchcockowej zasadzie i akcję rozpoczyna istnym trzęsieniem ziemi. Clayton Riddel, rysownik komiksów, który właśnie podpisał kontrakt wydawniczy, staje się świadkiem straszliwych scen na ulicach Bostonu. Wszyscy korzystający z telefonów komórkowych przemieniają się w żądnych krwi zabójców. Ktoś, kto czytał klasyczne horrory Kinga może czuć się nieco dziwnie, bo autor przyzwyczaił nas do powolnego budowania klimatu. W "Komórce" już pierwsze strony są wypełnione spektakularną akcją. Samochody rozbijają się, spadają samoloty, wszędzie wybuchają pożary, a miasto ogarnia całkowity chaos.

Z początku może wydawać się, że King sięga do taniego efekciarstwa, ale szybko okazuje się, że zombie, czy raczej "telefoniczni" nie są bezmózgimi istotami. Główny bohater staje się przywódcą małej grupki ocalałych, która jest jakby wyjęta z "Miasteczka Salem". Mamy więc bliskiego przyjaciela Claya, młodą dziewczynę, wyjątkowego chłopca i starego nauczyciela. Grupa ta odkrywa pewne prawidłowości w zachowaniu telefonicznych. Zdrowi ludzie mogą czuć się bezpiecznie jedynie po zmierzchu. To przekręcony o 180 stopni pomysł Mathesona, w jego powieści to noc była porą aktywności zombie.

Niektórzy oczekiwaliby głębiej zarysowanych postaci, ale to wiązałoby się ze spowolnieniem akcji, która od samego początku gna do przodu jak szalona. Próżno szukać tu głębokich charakterystyk bohaterów, ale nie można jednak powiedzieć, że są oni papierowi. Apokalipsa, jakiej doświadczają, wyraźnie wpływa na ich zachowanie czy stan emocjonalny. Osią wydarzeń jest Clay, który za wszelką cenę usiłuje odnaleźć swoją żonę i syna. Żywi nadzieję, że jego bliscy uniknęli przemiany i pomimo przeciwności stara się ich odszukać.

O ile z początku książka przypomina hollywoodzki film akcji, to później przeistacza się w swego rodzaju thriller psychologiczny. Telefoniczni dysponują zbiorową świadomością, a impuls komórkowy uaktywnia u nich paranormalne zdolności. Pomysł na taką konfrontację nadaje dziełu niepowtarzalności, sprawiając, że "Komórka" to już nie tylko dobrze opisana krwawa jatka. King udowadnia, że w nieco sztampowy świat zombie można wlać odrobinę świeżości i odejść od utartych schematów. Myślę, że autor miał świadomość z jak pospolitym tematem się mierzy i podszedł do niego z dystansem, nie siląc się na zbyt wysublimowane pomysły, które mogłyby zabić klimat towarzyszący opowieściom o zombie. Tym samym King pogodził fanów horrorów klasy B i poszukiwaczy ambitniejszej rozrywki.

Książkę przeczytałem błyskawicznie, okazała się wciągającą lekturą. Brakuje mi jednak szerszego spojrzenia na tę niezwykłą katastrofę. Małe miasteczka w stanie Maine, gdzie mieszka pisarz, często stanowią miejsca akcji jego powieści. W "Komórce" akcja obejmuje znacznie większy obszar, w końcu jest to książka drogi, jednakże w zasadzie nie dowiadujemy się niczego o źródle impulsu ani o ogólnokrajowych skutkach tej katastrofy. Losy małej grupki są ciekawe, jednak apokalipsa, której doświadczają, wydaje się niezbyt przerażającym, lokalnym doświadczeniem. King pozostawia wiele niedomówień, których kulminację stanowi urwane zakończenie. Jednym się spodoba, inni pokręcą nosem, ja jednak wolałbym historię opowiedzianą do końca.

Na zakończenie dodam, że "Komórce" daleko do refleksyjnego i niekiedy nawet przygnębiającego klimatu "Drogi" McCarthy'ego. Jednakże uświadamia jak człowiek uzależnił się od tego małego ustrojstwa, jakim jest telefon komórkowy.

© 2009 Zrecenzował Uqahs

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA