< POSTKULTURA | << FILMY
Zdarzenie
Zdarzenie

Zdarzenie (The Happening)
Produkcja USA, Indie 2008
Reżyseria: Manoj Night Shyamalan
Scenariusz: Manoj Night Shyamalan
Obsada Mark Wahlberg (Elliot Moore), Zooey Deschanel (Alma Moore), John Leguizamo (Julian), Ashlyn Sanchez (Jess)
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Tak Fujimoto
Czas: 90 min.

Welcome to Killadelphia

Czasami zastanawiam się jak to jest, że jakiemuś reżyserowi wychodzi w życiu tylko jeden film. W jaki sposób znajduje on w sobie zdolność i możliwość realizacji dzieła, które zgarnia szereg nagród, na które powołują się i czerpią zeń inni, cenieni nawet twórcy, i które wchodzi do kanonu rodzaju lub po prostu na długo się je zapamiętuje, mając jednocześnie na koncie bzdurne, całkowicie pozbawione sensu bytności wytwory? Co staje się dla artysty inspiracją do napisania skryptu, który zgarnia nominację do Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny, a zaledwie kilka lat później ten sam autor wypuszcza na rynek film pozbawiony jakiejkolwiek koncepcji? Dziwne, ale zgodnie z obrazem "Zdarzenie" "są na świecie siły, których nigdy nie zrozumiemy". Takie na przykład jak sens powstania tego filmu.

Wszystko zaczyna się nagle, bez ostrzeżenia - w ciągu kilku minut wielkie amerykańskie miasta ogarnia epidemia dziwnych, przerażających samobójstw. Co jest przyczyną tak drastycznych zmian w ludzkich zachowaniach? Czy to atak terrorystyczny? Eksperyment, który wymknął się spod kontroli? Nieznana dotąd broń biologiczna? Nowa odmiana śmiercionośnego wirusa? Dla nauczyciela fizyki, Elliota Moore'a, najważniejsza staje się ucieczka przed budzącym grozę fenomenem. Chociaż jego małżeństwo z Almą przechodzi kryzys, razem wyruszają w drogę do wiejskich terenów Pensylwanii, gdzie mają nadzieję uchronić się przed atakiem. Wkrótce jednak okaże się, że nikt nie jest bezpieczny, bo przed niewidzialnym mordercą nie ma ucieczki... [opis dystrybutora]

Reżyser, o którym rozpisałem się we wstępie, nazywa się Manoj Night Shyamalan, a jego najlepszym filmem pozostaje do dziś i zapewne zostanie już na zawsze "Szósty zmysł" - znakomity, trzymający w napięciu, thriller. Film Shyamalana zgarnął w 2000 roku sześć nominacji do Oscara i wpisał się do gatunku dreszczowców jako współczesny majstersztyk. Niestety, były to dobre złego początki. Z każdym następnym obrazem Shyamalan staczał się w dół po równi pochyłej (wystarczy wspomnieć takie "dzieła", jak "Znaki", czy "Osada"), a film "Zdarzenie" z 2008 roku jest chyba najgorszym co wyszło spod ręki tego indyjskiego filmowca.

"Zdarzenie" jest filmem o bardzo słabym scenariuszu i fatalnej reżyserii. Mimo że znalazł się całkiem ciekawy pomysł, Shyamalan zwyczajnie go spartolił. Historia z każdą chwilą staje się coraz bardziej bzdurna, a z ekranu wieje narastającą nudą. Dialogi rażą amatorszczyzną dosłownie od pierwszej minuty filmu, a z czasem jest jeszcze gorszej - takie "perełki" jak rozmowa o hot-dogach, przewijające i przedłużające się dysputy o wpływie roślin na zachowanie ludzi, czy moralizowanie głównego bohatera przez nastolatka z nadwagą nad sposobem wyjścia z małżeńskiego kryzysu, dopełniają całości beznadziei skryptu. Akcja z każdą następną sceną staje się coraz bardziej idiotyczna, nielogiczna i przewidywalna, a pro-ekologiczne przesłanie jest mdłe i wymuszone. Nie obywa się także bez drążenia standardowych, holllywoodzkich tematów, czyli kwestii terroryzmu i nagonki na rząd. Shyamalan niestety zmarnował własne pomysły, niektóre całkiem dobre (ot, choćby sama plaga samobójstw - jej wyjaśnienie jest jednak żenujące).

Aktorstwo w "Zdarzeniu" woła o pomstę do nieba. Shyamalan podobno napisał scenariusz z myślą o Marku Wahlbergu, jako odtwórcy głównej roli w filmie, ale sam aktor sprawia wrażenie, jakby nie chciał w nim zagrać. Już dawno nie widziałem tak sztywno i bez wyrazu grającego aktora. Jego twarz nie przedstawia absolutnie żadnych emocji, a gra ogranicza się do zmiany poziomu szybkości i natężenia oddechu. Wahlberg sprawia wrażenie jakby każda scena z jego udziałem była tylko mało znaczącym epizodem, za którym i tak zgarnie gażę, potwierdzając, że jest aktorem co najwyżej średniej klasy, któremu niezłe kreacje wychodzą sporadycznie ("Czterej bracia", "Infiltracja") i to one są, paradoksalnie, wypadkiem przy pracy. Rola Elliota pobiła nawet kreację Thomasa Jane'a, który równie fatalnie wcielił się w postać Davida Draytona w "Mgle" Franka Darabonta (ograniczam się do filmów w klimatach postapo).

Z resztą aktorów nie jest lepiej. Zooey Deschanel grająca Almę, czy John Leguizamo jako Julian, nie potrafią nawet porządnie się rozpłakać. Kolejne postaci, które spotykają Elliot i Alma, są coraz słabiej zagrane, co staje się niezwykle irytujące. Nie oszczędziło się nawet młodziutkiej Ashlyn Sanchez, której wypowiadane kwestie można policzyć na palcach jednej dłoni. Wspominam o niej, bo przecież Shyamalan potrafi współpracować z dziećmi, co udowodnił "Szóstym zmysłem" i kreacją Haleya Joela Osmenta.

Technicznie film nie wybija się niczym ponad szarą przeciętność. Zdjęcia Taka Fujimoto, który sfilmował tak wielkie obrazy jak "Milczenie owiec" czy "Filadelfię", są aż do bólu poprawne. Absolutnie żadnych rewelacji, czy choćby najmniejszego eksperymentu. Montaż równie słaby - podczas projekcji odnosiłem wrażenie, że akcja filmu dzieje się "od sceny do sceny", nie ma płynności, skupiono się na mało znaczących detalach. Muzyka Jamesa Newtona Howarda ma "momenty", gdy może się podobać, jednak często wydaje się nie pasować do akcji, a nawet przeszkadzać w odbiorze obrazu przez, i tak już znużonego, widza.

W obrazie Shyamalana mimo wszystko znaleźć można kilka plusów. Urzekły mnie przede wszystkim niektóre "mroczne" sekwencje - chodzi mi o sceny samobójstw mieszkańców amerykańskich miast, które momentami robią niezłe wrażenie (zwłaszcza jedno z pierwszych ujęć filmu, deszcz spadających z budynku ciał). Całkiem znośnie wypadła też scena na skrzyżowaniu, gdzie spotykają się uciekający ludzie. Powtórzę raz jeszcze - pomysłów nie brakowało, ale ich realizacja była zwyczajnie kiepska.

Tak też jest cały film "Zdarzenie" - bardzo słaby. Potwierdzają to cztery nominacje do Złotej Maliny, w tym dla najgorszego filmu i aktora, a wszystkie jak najbardziej zasłużone. Nie polecam, chyba, że szuka się czegoś, przy czym łatwo i szybko można zasnąć.

Moja ocena: 2,5/10

© 2010 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY