< POSTKULTURA | << FILMY
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (X-Men: Days of Future Past)
Produkcja: USA, Wielka Brytania 2014
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Simon Kinberg
Obsada: Hugh Jackman, James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Ellen Page, Peter Dinklage, Patrick Stewart, Ian McKellen i inni
Muzyka: John Ottman
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Czas: 130 min.

X-Men: Pierwsza klasa był powiewem świeżości w filmowej serii o obdarzonych niezwykłymi zdolnościami mutantach. Matthew Vaughn jak żaden reżyser wcześniej próbował ich zrozumieć, wniknąć wgłąb skomplikowanych wnętrz, dotrzeć do motywacji działania, przyjrzeć się genezie ich wypełnionego bólem życia. Udało mu się do tego stopnia, że Pierwsza klasa była filmem z potencjałem oscarowym (niedocenionym wszak przez Akademię). Za najnowszą odsłonę przygód Profesora X, Magneto, Wolverine'a i innych "utalentowanych" zabrał się ponownie Bryan Singer. Jaki okazał się powrót twórcy dwóch pierwszych - przyzwoitych - obrazów spod szyldu X-Men? No cóż... przyzwoity.

W niedalekiej przyszłości mutanci i ludzie z choćby śladem mutacji w organizmach są bezwzględnie eksterminowani przez Strażników - mechanizmy zdolne adaptować umiejętności mutantów, są przez to dla nich samych śmiertelnie niebezpieczne. Profesor Xavier i Magneto (tak, w końcu stanęli w jednym szeregu) dochodzą do wniosku, że zagrożenie należy usunąć u źródła. Z pomocą młodziutkiej Kitty Pryde podejmują rozpaczliwą próbę przeniesienia dobrze znanego nam Logana vel Wolverine'a w przeszłość i zapobieżenie eksterminacji swojej - i nie tylko - rasy.

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie to dzieło - należy uczciwie przyznać - o klasę słabsze od wersji Vaughna. To filmowa kolubryna, rozgrywająca się w dwóch planach czasowych (na szczęście twórcy nie gubią się w ich tasowaniu), wypełniona mnóstwem komiksowych postaci, aspirująca (podobnie jak poprzednik, lecz tutaj - bez spełnienia) do bycia interesującą historią alternatywną. Niestety, jest tego wszystkiego za wiele. Każdy bohater wydaje się być drugoplanowym, opowieść wciąga, ale bez przesady, narracja jest sprawna, lecz nie powala. Wydaje się, że twórcy chcieli upchnąć w swojej wizji jak najwięcej, przez co film stracił na wyrazistości. Tak, to troszkę zmarnowany potencjał Pierwszej klasy.

Niemniej jest kilka aspektów Przeszłości..., które wybijają ten film ponad przeciętność typowych blockbusterów. Między niemałą wcale ilością scen trywialnych, patetycznych i szablonowych znajdzie się kilka takich, którymi z pewnością zainspirują się autorzy kina fantastycznego. Fruwający stadion, poszukiwania Mystique przez Xaviera czy genialna sekwencja popisu szybkości Quicksilvera to najlepsze przykłady. Singer dostał też możliwość współpracy z najzdolniejszymi aktorami młodego pokolenia, jednak nie wykorzystał tego do końca. Fassbander, McAvoy, Lawrence, Page czy Hoult raczej występują tu niż grają. O ich klasie świadczy fakt, że i tak wypadają nieźle (Jackman także, a jakże, zdążył już do tego przyzwyczaić). Niewiele natomiast mają do pokazania starzy wyjadacze - Stewart, McKellen, Berry, Sy, ale także Peter Dinklage jako demoniczny Trask. W tej kwestii "past" zdecydowanie wygrywa z "future".

All in all X-Men: Przeszłość, która nadejdzie oglądało mi się całkiem przyjemnie. Chyba po prostu lubię śledzić przygody sympatycznych mutantów. Warto wybrać się do kina choćby dla tych paru scen i mnóstwa znanych aktorów na ekranie. Ale tylko na oryginalną wersję językową. Fajny film.

Moja ocena: 6,5/10


Tweet

© 2014 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY