< POSTKULTURA | << FILMY
X-men - seria

X-men
X-men (seria)
Produkcja: USA, Kanada, Wielka Brytania 2000/2003/2006
Reżyseria: Bryan Singer (1-2), Brett Ratner (3)
Scenariusz: Brett Ratner (1), Bryan Singer, Michael Dougherty (2), Simon Kinberg, Zak Penn (3)
Obsada: Patrick Stewart (Charles Xavier/Profesor X), Ian McKellen (Eric Lensherr/Magneto), Hugh Jackman (Logan/Wolverine), Halle Berry (Ororo Munroe/Storm), Famke Janssen (Jean Grey/Dark Phoenix)
Muzyka: Michael Kamen (1), John Ottman (2), John Powell (3)
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel (1-2), Dante Spinotti (3)
Czas: 104/133/104 min.

Że niby co? X-meni też są postapo? No tak, to Trzynasty Schron. Tu nie takie rzeczy potrafimy udowodnić, lecz tym razem obędzie się bez potrzeby stawania na uszach, że o innych częściach ciała nie wspomnę. Po pierwsze nie cała seria X-men - opierająca się przede wszystkim na komiksach - a trzy pełnometrażowe filmy fabularne. Historii komiksowych nie znam, nie bardzo mnie to interesuje, więc też nie będę oceniał jak one mają się do klimatów szeroko rozumianego postapo. Za to filmy owszem. O co więc chodzi?

W szybkim zarysie to walka i to dosłowna ludzi z mutantami - również ludźmi, ale w wyniku biologicznej mutacji genów, obdarzonymi nadludzkimi możliwościami. Ich zdolności dla zwyczajnych śmiertelników stanowią powód do dania im miana "inności", rodzą się tzw. "kwasy", tworzą zalążki strachu, agresji, a wreszcie zmuszają normalnych do kwestii ostatecznego rozwiązania sprawy mutantów.

Haa!

Nie kojarzy to Wam się z czymś? Słusznie, bo z prawdziwą apokalipsą jaką miała miejsce podczas II Wojny Światowej. Świadomemu, zaplanowanemu i realizowanemu z przemysłowym wręcz rozmachem napiętnowaniu i eliminacji zostały poddane osoby pochodzenia żydowskiego. Bo obyczaje i wiarę mieli inne, bo nie mieli swojego państwa, a byli rozproszeni po całej Europie. Bo ich rola społeczna w wyniku splotu wielu wiekowych wydarzeń sprawiła, że Żydzi doskonale realizowali się w materii naukowej i finansowej, a to zawsze komuś przeszkadzało. Byli po prostu INNI.

Takiej segregacji rasowej podczas wojny zostaje poddany mały chłopiec, który razem z rodziną trafia do niemieckiego obozu koncentracyjnego znajdującego się gdzieś w Polsce. Rodzicom los zgotuje śmierć w komorze gazowej, jemu obozową gehennę z wytatuowanym numerem na ramieniu. Po raz pierwszy chory traf losu napiętnował go mianem INNEGO. W Eryku Lehnsherze narodzi się skryta nienawiść i pogarda do ludzi, której nie stłumi zamieszkanie po wojnie w Stanach Zjednoczonych - kraju równości, swobód i demokracji. Na ludzką nieufność i strach wobec mutantów, przybierając pseudonim Magneto, odpowie planami i wizją rozpętania wojny z ludźmi oraz wyeliminowania ich wszelkimi środkami z powierzchni Ziemi. Przeciw niemu, a więc w obronie ludzi, staje jego dawny przyjaciel Charles Xavier, który mając świadomość, że trzeba zaczynać od podstawowych kwestii, od lat prowadzi szkołę dla dzieci i młodzieży - mutantów.

Z trzech filmów można wywnioskować, że obaj panowie współdziałali ze sobą wiele lat wcześniej, zanim rozpoczynają się wydarzenia w nich zawarte. Koncepcja prowadzenia, czy - używając wiadomej terminologii - rozwiązania kwestii mutantów, jednak ich podzieliła. Xavier wybiera drogę spokojnego "siania", opieki nad młodymi mutantami mającymi wyjątkowe zdolności, które nieopanowane mogłyby zaszkodzić normalnym ludziom. Natomiast Magneto, którego ukształtowały przeżycia Holocaustu, dąży do ostatecznego rozwiązania kwestii ludzkiej. Zaś sami ludzie dadzą mu tego powody, gdyż nie wszyscy z nich to bezbronne, potencjalne ofiary niekontrolowanej mocy mutantów, ale świadomi ich istnienia gracze, którzy wykorzystują ich do własnych celów.

Jak wyglądałaby ostateczna rozprawa z mutantami, mającymi wyjątkowe moce pokazał Robert J. Szmidt w opowiadaniu Ciemna strona księżyca, mocno inspirowanym serią X-men. Filmowy tryptyk musiał się jednak kierować prawami kina i to tego wysoce rozrywkowego, stąd historia w nich opowiedziana nie mogła przytłaczać widza monumentalną wizją wielkiego konfliktu, nawet z użyciem broni atomowej. W spór toczący się w trójkącie Xavier - Magneto - ludzie (ci źli) wpleciono takie wątki jak poszukiwanie odpowiedzi kim są i dokąd zmierzają pozostali bohaterowie filmów. Pod tym ogólnikiem kryją się jednak zgrabnie umieszczone wątki romansowe czy nawet lekko psychologiczne.

X-men 2 X-men 3

X-men to filmy, jakby nie patrzeć, o superbohaterach, więc powinni być w nich jakieś fikuśne stroje, obcisłe majty, kolorowe płaszcze i inne odpustowe badziewia i gadżety. Powinny, ale na szczęście za dużo ich nie ma. Siłę filmów buduje przede wszystkim ciekawa obsada aktorska z Patrickiem Stewartem (Xavier) i Ianem McKellenem (Magneto) na czele. "Kostiumologia" jest na wyważonym i nieprzelansowanym poziomie, a komputerowe efekty specjalne nie wpychają się na chama w każdą klatkę filmu. Spore wrażenie robią walki z użyciem specjalnych mocy mutantów, w których trup czasami ściele się gęsto.

Czego brakuje? Według mnie za mało polityki i kwestii społecznej, istnienia owych INNYCH w takim społeczeństwie jak amerykańskie. Tu najlepiej prezentuje się druga część tryptyku, w której Magneto jest o krok od zrealizowania swojej okrutnej wizji świata bez ludzi. Pierwszy film wprowadza nas w tą historię, zapoznając ze wszystkimi bohaterami, zaś trzeci z wielkim finałem kończy. Niestety, jest on też najsłabszym z całej trójki obrazem posiadającym najmniej najlepszych cech wyżej przeze mnie podanych, a najwięcej tych gorszych. Czyli mało psychologicznej gmatwaniny i polityki, a za dużo obcisłych majt i miotania się po ekranie. Albo powiem inaczej - trójka nie ma tak dobrego wyważenia między nimi, jak w dwóch poprzednich filmach.

Nie wojna atomowa, nie zombie, nie wirusy, a sami ludzie oraz wyjątkowe, dane przez naturę możliwości u niektórych z nich (w sumie to na świecie nie jest ich tak mało), są podstawą budowania konfliktu. I to wyjątkowego, bo nie chodzi tu o poglądy, miejsce zamieszkania czy nawet sprawy rasowe. Sprawa jest jeszcze bardziej pogłębiona, gdyż INNYM może być własne dziecko, członek rodziny, każdy i to nawet o tym nie wiedząc, aż przypadek sprawi, że wyjątkowe zdolności się ujawnią. Robert J. Szmidt w Ciemnej stronie Księżyca poszedł na całość, ale to było tylko opowiadanie. Twórcy X-men, chcąc zrobić filmy dla jak najszerszego odbiorcy (to nie jest zarzut!), musieli siłą rzeczy ograniczyć się do wypucowania semantyki rasowej, okrasić to superbohaterską majtologią, a całość zalać w sosie, że Stany Zjednoczone to kraj tolerancji i wolności, w którym każdy ma prawo do życia (pod warunkiem, że jest to wschodnie i zachodnie wybrzeże, bo konserwatywny środek i tak wie swoje hehehe :-D).

Równowagę wnosi jednak doskonała gra brytyjskich aktorów McKellena oraz Stewarta, których bohaterowie nie są do końca czarni lub biali - a mówiąc poprawniej politycznie - źli lub dobrzy. Magneto nie jest potworem, a mocno pokopanym przez życie starym człowiekiem, zaś Xavier ma sporo za uszami, by ze wszystkich sił utrzymać harmonię i równowagę bytności obok siebie ludzi i mutantów.

Jednym słowem serię X-men trzeba obejrzeć i samemu dotrzeć co dziś znaczą akceptacja oraz tolerancja dla inności i odmienności.

Moja ocena filmów:
X-Men: 8/10
X-Men 2: 9/10
X-Men: Ostatni bastion: 7,5/10


Tweet

© 2010 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << FILMY