V jak vendetta w reżyserii Jamesa McTeigue'a jest adaptacją klasycznego już komiksu Alana Moore'a i Davida Lloyda. Akcja rozgrywa się w 2020 roku w totalitarnej Anglii. Obywatele są ubezwłasnowolnieni, inwigilacja ma miejsce non stop. Fabuła filmu skupia się na losach Evey Hammond, która spotyka na swojej drodze tajemniczego V. Zamaskowany buntownik pomaga dziewczynie i rozpoczyna walkę z despotycznym rządem. I wciąga do niej Evey...
Scenariuszem i artystyczną pieczą nad filmem zajęli się Andy i Lana Wachowscy (McTeige jest ich wieloletnim współpracownikiem). Efekt jest... ambiwalentny. Sceny akcji (których notabene wcale nie ma nazbyt wiele), efekty specjalne, realizacja istotnie stoją na wysokim poziomie. Ale z drugiej strony Wachowscy wcześniej - zwłaszcza w ostatniej części trylogii "Matrix" - dali się poznać jako quasi-filozoficzni nudziarze. I niestety nieco się to w V jak vendetta odbija. Są chwile, gdy film wyraźnie traci animusz właśnie przez sceny mówione. McTeige nie zmusza jednak widza do szukania sobie zajęcia, gdy bohaterzy wymieniają kolejne one-linery - prostymi sposobami: sporo ruchu w kadrze, liczne cięcia. Wydobył ze skryptu Wachowskich ile się dało i jego film - bardziej polityczny, antyutopijny thriller niż widowisko - ogląda się dobrze.
Trzeba też uczciwie przyznać, że dużo lepiej - skoro już - słucha się opartych na graficznej powieści dialogów niż matriksowego bełkotu. Film jest przedstawieniem meritum kwestii buntu, wywody V - współczesnego ucieleśnienia postaci Guya Fawkesa - potrafią być zajmujące. W ogóle to postać w pewnym sensie tragiczna. Jego działanie jest niejednoznaczne, motywowane tyleż ideowo, co personalnie. V intryguje, a spora w tym zasługa i głosu Hugo Weavinga, którym postać ta dysponuje. Australijski aktor miał niełatwe zadanie, gdyż ani na moment słynna maska nie spełza z jego twarzy. Ta maska jednak żyje, właśnie dzięki Weavingowi.
V jak vendetta jest też rewersem, ale i wielkim hołdem dla 1984 - filmowej wersji klasycznego utworu Orwella. Dzieło Michaela Radforda sprzed prawie trzydziestu lat nie było co prawda w pełni udanym filmem, ale dość wiernie oddawało przesłanie powieści, symultaniczne z późniejszym komiksem Moore'a i obrazem McTeigue'a. Reżyser wyraźnie doń nawiązuje zarówno osobą Johna Hurta jak i ogromnymi telebimami z twarzą brytyjskiego aktora.
V jak vendetta to godny uwagi film, trochę "z tezą", ale porządnie wykonany i z zapadającym w pamięć protagonistą. Warto.
Moja ocena: 7,5/10
© 2013 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz