< POSTKULTURA | << FILMY
Suma Wszystkich Strachów (Sum of All Fears)

Plakat z filmu 'Suma wszystkich strachów' Suma wszystkich strachów (Sum of all fears)
Produkcja Niemcy, USA 2002
Reżyseria: Phil Alden Robinson
Scenariusz: Akiva Goldsman, Paul Attanasio
Obsada Ben Affleck, Morgan Freeman, James Cromwell, Liev Schreiber
Muzyka: Jerry Goldsmith
Zdjęcia: John Lindley
Czas: 124 min.

Proza Toma Clancy'ego wraz z historiami członka CIA Jacka Ryana (który ma tego pecha, że dość często powie jedno słowo za dużo lub znajduje się nieodpowiednim miejscu, przez co wplątuje się w nie lada kłopoty), to jeden z ulubionych materiałów hollywoodzkich producentów filmowych. Nie może to dziwić, gdyż powieści pisarza rodem z Baltimore to autentyczne perły gatunku techno-thriller i doskonałe materiały na dobry film, które swą inteligentną i trzymającą w napięciu fabułą mogą przyciągnąć do sal kinowych rzesze widzów - poczynając od czołowych malkontentów kinematografii, a kończąc na niedzielnych kinomaniakach. Wprawdzie Ryan nie zyskał takiej sławy jak dwaj jego inni koledzy po fachu, efekciarski James Bond czy pomylony Austin Powers, to mimo wszystko zdobył sympatię widzów i jego przygody doczekały się już czterech ekranizacji.

Ostatnia z nich to mająca swój debiut w 2002 roku Suma wszystkich strachów, na podstawie bestsellerowej powieści z 1991 roku, o tym samym tytule. Tym razem na stołku reżyserskim zasiadł niejaki Phil Alden Robinson (Kochaj mnie dzieciaku oraz Włamywacze), szybko też znalazł się konkretny budżet w wysokości 68 milionów dolarów. Rewolucji uległ dobór aktorów (odeszła tak zwana "betonowa obsada" na czele z Jamesem Earl Jonesem, Harrisonem Fordem czy Anne Archer) i pojawiły się nowe twarze, które miały znacznie odświeżyć cykl (na czele z Benem Affleckem oraz Morganem Freemanem).

"Większość ludzi wierzy, że XX wiek był zdominowany przez śmiertelną walkę pomiędzy komunizmem i kapitalizmem, a faszyzm był tylko...czkawką. My dziś wiemy, że tak nie jest. Komunizm był ruchem głupców. Naśladowcy Marksa zniknęli już z powierzchni ziemi, a naśladowcy Hitlera wciąż na niej są i dobrze sobie radzą..."

Październik 1973 roku. Wybucha konflikt zbrojny pomiędzy Izraelem a krajami muzułmańskimi (później nazwany wojną Jom Kippur). 7 października, w wyniku przeważającej przewagi wroga i przerażającego widma rychłej porażki, izraelski odrzutowiec A-4 z bombą atomową na pokładzie wyrusza na patrol. Po kilkunastu minutach zostaje zestrzelony i rozbija się gdzieś na środku pustyni. Blisko 29 lat później na ślad zaginionej broni masowej zagłady trafia Richard Dressler (Alan Bates), przywódca neonazistowskiej organizacji, który za jej pomocą pragnie doprowadzić do wybuchu trzeciej wojny światowej i odbudować dawną potęgę aryjską. W tym celu umiejętnie podjudza Stany Zjednoczone i Rosję do skoczenia sobie do gardeł. Napiętej sytuacji nie poprawia także nagłe przejęcie władzy w Federacji Rosyjskiej (spowodowanej gwałtowną śmiercią swego poprzednika, całkowicie naturalną ku jasności) przez nieznanego nikomu i nieobliczalnego Aleksandra Nemerova (Ciarán Hinds). Prezydenturę zaczyna mocnym akcentem, bo zmasowanym atakiem artyleryjskim, z eksperymentalną bronią chemiczną w roli głównej, na Grozny. Przynajmniej tak myślą Amerykanie, gdyż za całą akcją stoją wspomniani neonaziści, a Moskwa oczywiście bierze odpowiedzialność na siebie (ponieważ w dzisiejszym świecie lepiej postrzega się winnego niż bezsilnego). W tym momencie do akcji wkracza młody analityk CIA Jack Ryan (Ben Affleck), który za aprobatą swego dyrektora Billa Cabota (Morgan Freeman), rusza niebezpiecznym tropem i niebawem odkrywa wstrząsające fakty. Podczas meczu futbolowego w Baltimore, terroryści zamierzają zdetonować bombę atomową, co, mówiąc delikatnie, mocno skomplikuję sytuację międzynarodową. Tylko Jack Ryan może zapobiec tragedii.

Oczywiście ponownie nie ma mowy o wiernej adaptacji powieści i każdy, kto przynajmniej przekartkował Sumę wszystkich strachów, dozna niemałego szoku, gdyż zmiany w stosunku do tego co się działo na kartach książki, a jakie wnosi ekranizacja, są, rzekłbym, dość rewolucyjne. Film obarcza tajną organizację neonazistowską jako głównego prowodyra konfliktu, natomiast w dziele Clancy'ego za spiskiem stali syryjscy fundamentaliści, którzy pragnęli ponownie rozniecić bliskowschodni konflikt z Izraelem. Czym została spowodowana tak radykalna zmiana? Trudno powiedzieć. Może scenarzyści przestraszyli się reakcji opinii publicznej. Wszak premiera obrazu miała miejsce ledwie kilka miesięcy po tragicznych wydarzeniach z 11 września i umieszczenie muzułmańskich fundamentalistów, którzy z łatwością dokonują przerażającego aktu terroryzmu, spotkałaby się z niesmakiem i wezwaniem do bojkotu filmu. A tego można było się spodziewać w krajach islamskich, co też spowodowałoby znaczne zmniejszenie zysków. Bezpieczniejszym wyborem było więc postawienie na nazistów, niestety przez to znacznie podkopano przesłanie powieści. Jednak o ile jestem w stanie zrozumieć powyższą zmianę, to niespotykane odmłodzenie postaci głównego bohatera - Jack'a Ryan'a, przychodzi mi z niemałym trudem. W filmie poznajemy go jako młodego analityka CIA, który dopiero rozpoczyna swą przygodę z agencją wywiadowczą i poznaje jej tajniki. Na dodatek jest kawalerem. Wprowadza to spory chaos zarówno dla miłośników literatury Clancy'ego, jak i fanów starszych części filmu. Tam Jack Ryan był już znaną i szanowaną personą, o której wyrażano się z szacunkiem i często bez strachu powierzano trudne do wykonania misje. Był to facet w średnim wieku (urodzony w 1950 roku), który był szczęśliwy mężem i ojcem. Zgodnie z prawdą Ryan powinien być doświadczonym agentem CIA, który ma głowę na karku i nie naraża jej bezpodstawnie, a tak mamy mały powrót do przeszłości..

Ogólnie jednak rzecz biorąc trio Goldsman-Attanasio-Pyne przygotowało nam ciekawą i pełną rozmachu historię. Fabuła trzyma widza w niepewności, a napięcie rośnie z każdą sekundą. Nie brakuje też dramaturgii i innych nieszablonowych rozwiązań, które nie raz mogą zaskoczyć. Ten fakt ucieszy tych, którzy pragnęli powrotu obrazu pełnego akcji rodem z Polowania na Czerwony Październik, na rzecz zmarginalizowania politycznych manewrów i wywiadowczych zagrywek.

"...ale Hitler napotkał na niewygodną przeszkodę. Żył w takich czasach, gdy faszyzm tak jak wirus AIDS, potrzebował mocnych ciał żywicieli by się rozprzestrzeniać. Niemcy były tym żywicielem. Mimo swej potęgi, państwo niemieckie nie mogło dominować, gdyż świat był zbyt duży. Na szczęście świat się zmienił. Globalizacja, telewizja kablowa, Internet. Dziś świat jest mniejszy i wirus nie potrzebuje już mocnych ciał żywicieli. Teraz wirus może przenosić się przez powietrze..."

Jak wspomniałem na początku tego tekstu rewolucyjnej zmianie uległa także obsada aktorska. Czy wyszło to cyklowi na dobre? Niestety nie jestem przekonany. Po Alecu Baldwinie i Harrisonie Fordzie w rolę etatowego bohatera Toma Clancy'ego wcielił się, wielokrotnie nominowany do nagród Złotej Maliny, Ben Affleck. Podjęto podwójne ryzyko, gdyż aktor był w tamtym okresie mocno (i w sumie słusznie) krytykowany za fatalną rolę w Pearl Harbor i generalnie jego kariera stanęła na zakręcie. Na szczęście na obawach się skończyło i Affleck nie sprofanował roli Jack'a Ryan'a. Oczywiście nadal dużo brakuje mu do poziomu takiego Baldwina i dość często zdarzają mu się momenty, gdy jest sztuczny i nieprzekonywujący, ale mimo wszystko całkiem nieźle sobie poradził. Obok Afflecka główną gwiazdą filmu został Morgan Freeman, wcielający się w Billa Cabota, który jest o co najmniej klasę lepszy. Znakomicie poradził sobie w roli zahartowanego agenta CIA i nauczyciela Ryan'a. Na uznanie zasługują również odtwórcy postaci drugoplanowych, między innymi: James Cromwell (prezydent Fowler), Liev Schreiber (John Clark) czy Alan Bates (Richard Dressler). Niestety dobrego słowa nie mogę powiedzieć o stronie rosyjskiej. Ciarán Hinds jako prezydent Nemerov stara się jak może, lecz nie udaje mu się ukryć, że przed rozpoczęciem zdjęć nie znał ani jednego słowa po rosyjsku i nie bardzo pasuje do tej postaci. Dodatkowo przez cały seans uracza nas tylko jedną, tą samą, groźną miną. Oczywiście nie uważam, że powinien skakać z radości, gdyż sytuacja jego postaci nie była godna pozazdroszczenia, ale dlaczego przez bite dwie wygląda tak jakby cierpiał na hemoroidy?

"...Niech nikt nie sądzi, że jesteśmy szaleni. Mówili, że Hitler był szalony, a wcale tak nie było...on był głupi. Nie walczy się i z Rosją, i z Ameryką. Sprawia się by Rosja i Ameryka zaczęły walczyć ze sobą... i niszczyły się nawzajem." - Richard Dressler.

Przyszedł czas ostatecznego podsumowania i oceny filmu. Suma wszystkich strachów to klasyczny przykład dobrze wykonanego kina sensacyjnego, obok którego żaden kinomaniak nie może przejść obojętnie. Doskonała (choć mimo wszystko spłycona) fabuła, ciekawi bohaterowie oraz świetne efekty specjalne gwarantują rozrywkę na wysokim poziomie. I choć daleko mu do perfekcji Polowania na Czerwony Październik, to warto poświęcić te dwie godziny przed telewizorem czy innym odbiornikiem.

© 2009 Tomasz 'Zagłoba' Tokarczyk

< POSTKULTURA | << FILMY