< POSTKULTURA | << FILMY
Rammbock

Plakat z filmu Resident Evil: Retrybucja

Resident Evil: Retrybucja (Resident Evil: Retribution)
Produkcja: Kanada, Niemcy 2012
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz: Paul W.S. Anderson
Obsada: Alice (Milla Jovovich), Leon S. Kennedy (Johann Urb), Jill Valentine (Sienna Guillory), Ada Wong (Bingbing Li), Aryana Engineer (Becky), Luther West (Boris Kodjoe) i inni
Muzyka: tomandandy
Zdjęcia: Glen MacPherson
Czas: 95 min.

Przyznam się, że filmowy cykl "Resident Evil" jest moją małą guilty pleasure. Dostrzegam wady wszystkich produkcji na podstawie tej kultowej gry video, a jednak ich oglądanie dostarcza mi naprawdę sporo radochy. Nie inaczej jest z najnowszą odsłoną potyczek Alice (w którą tradycyjnie wcieliła się niezmiennie piękna Milla Jovovich), zatytułowaną "Retrybucja". Dzielna wojowniczka znów zmaga się z hordami nieumarłych i pogruchotaną, ale wciąż silną korporacją Umbrella.

Za kamerą ponownie stanął Paul W.S. Anderson, twórca wydanej w 2002 roku, pierwszej i najlepszej części oraz przedostatniej odsłony serii: "Afterlife". I o ile kasowy przebój z 2010 roku nie wyszedł mu kompletnie, to w "Retrybucji" wraca do korzeni, a jego film można określić w trzech słowach - akcja, akcja, akcja. No i jeszcze klimat, którym nawiązuje do przywołanego pierwszego "Resident Evil". Przy okazji pobił mały rekord - fabułę można streścić nie tyle w jednym zdaniu, co w równoważniku zdania, toteż jakikolwiek jej opis nie ma większego sensu. Wystarczy powiedzieć, iż Alice kolejny raz przebudzi się (nawet kilkukrotnie) w nieznanym jej miejscu i od razu ruszy do walki.

A ta zobrazowana jest bardzo efektownie. Wrażenie robi już puszczona od tyłu sekwencja początkowa, ale Anderson przygotował dla widzów więcej spektakularnych perełek - sceny z klonami czy zalewanymi miastami są kapitalne. Efekty audiowizualne to najwyższa półka, podobnie zdjęcia (niezłe efekty 3D) i montaż. Całe szczęście reżyser odpuścił sobie nadmiar bullet time'u (czym tak męczył przy okazji "Afterlife"), od pierwszych minut narzucając szybkie tempo, które udaje mu się utrzymać. Chociaż większość trików to powtórka z rozrywki - zarówno z gros innych produkcji, jak i wcześniejszych filmów z serii - przez co widzowi towarzyszy nieustające uczucie déja` vu, to rzemieślnicza sprawność Andersona nie pozwala odetchnąć nawet na moment.

Oprócz Alice na ekranie przewija się większość znanych widzom i graczom postaci, choć niektóre z nich działają już na innych frontach. Nowymi twarzami zaskakują przede wszystkim Jill Valentine (Sienna Guillory) i Albert Wesker (Shawn Roberts), ponownie pojawiają się też m.in. Rain (Michelle Rodriguez), Luther West (Boris Kodjoe) i Carlos Olivera (Oded Fehr), a po raz pierwszy oglądamy Adę Wong (Bingbing Li) oraz - wreszcie - Leona S. Kennedy'ego (Johann Urb). Anderson jak zwykle pozostawia furtkę dla powstania kolejnej części nie uchyloną, lecz otwartą na oścież, więc już wkrótce należy spodziewać się wieści o szóstej części serii.

Czy to nie za wiele? Pewnie tak, ale co z tego. "Retrybucję" ogląda się świetnie, mimo jej poszatkowanej jak zombie karabinem maszynowym fabuły. Ale też więcej po "Resident Evil" nie można się spodziewać - tym czy następnym. Anderson wrócił na właściwe tory, oferując dobrą, niewymagającą zabawę. I tyle.

Moja ocena: 5,5/10

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY