< POSTKULTURA | << FILMY
Polowanie na Czerwony Październik (film)

Plakat z filmu 'Polowanie na Czerwony Październik' Polowanie na Czerwony Październik (The Hunt for Red October)
Produkcja USA 1990
Reżyseria: John McTiernan
Scenariusz: Larry Ferguson
Obsada Sean Connery, Alec Baldwin, Sam Neill, Scott Glenn i inni
Muzyka: Basil Poledouris
Zdjęcia: Jan De Bont
Czas: 134 min.

Rok 1984 był niewątpliwie okresem przełomowym dla pewnego pisarza z Baltimore i dla całego gatunku techno-thriller. To właśnie wtedy w amerykańskich księgarniach zadebiutowała książka Polowanie na Czerwony Październik, która w okamgnieniu stała się bestsellerem i na dobre wypromowała powyższy gatunek, będących genialnym połączeniem thrillera szpiegowskiego, powieści wojennej i science fiction. Tom Clancy zaskarbił sobie serca milionów czytelników oraz zyskał międzynarodową sławę dzięki precyzyjnemu odwzorowaniu militariów (autor gęsto sypie z rękawa fachową terminologią, ale i jest ona zrozumiała dla laików), gdzie technologia wojskowa gra pierwsze skrzypce, a inteligentny wątek fabularny nie pozwala oderwać się od książki, aż do ostatniej stronicy.

Kwestią czasu była zatem informacja o planach ekranizacji tytułu. Niełatwe zadanie zmierzenia się z powieścią i przeniesienia jej na duży ekran powierzono niejakiemu John'owi McTiernan'owi, który w tamtym okresie na swoim koncie reżyserskim miał całkiem udanego Predatora i legendarny przebój kasowy Die Hard (w Polsce znany szerszej publiczności jako Szklana Pułapka, tłumacze znów popisali się iście ułańską fantazją...). W realizacji celu miał mu pomóc stosowny budżet (który zamknął się w okrągłej liczbie 30 milionów dolarów) i ówczesne znamienitości aktorskie, do których można zaliczyć między innymi takie twarze jak Alec Baldwyn, Sam Neill czy Sean Connery.

"I jeszcze raz zagramy w naszą niebezpieczną grę, grę w szachy, z naszym starym przeciwnikiem... Marynarką Amerykańską. Lecz dzisiaj gra jest inna. To my mamy przewagę. Przypominają mi się upajające dni - Sputnika i Jurija Gagarina, gdy świat drżał na dźwięk naszych rakiet. Nich zadrżą raz jeszcze na dźwięk naszej ciszy." - Marko Ramius.

3 grudnia 1984 roku z tajnej bazy Floty Północnej, w swój pierwszy rejs wypływa duma radzieckiej myśli technicznej, najnowszy atomowy okręt podwodny klasy Tajfun - "Czerwony Październik". Jego pierwotnym zadaniem jest udział w zakrojonych na szeroką skalę manewrach, które mają przetestować gotowość rewolucyjnego napędu gąsienicowego, praktycznie niewykrywalnego dla ówczesnych sonarów. Okręt zostaje powierzony żywej legendzie sowieckiej marynarki wojennej - Kapitanowi Marko Ramiusowi (Sean Connery), któremu jak widać znudziły się nauki Marksa i postanawia uciec wraz ze swoją najnowszą zdobyczą do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście sprytny wilk morski, aby dodatkowo zagrać na nosie byłej ojczyzny, dokonuje oświadczenia politycznego, informując o swoich planach Naczelne Dowództwo Marynarki Wojennej ZSRR. Na reakcje nie trzeba długo czekać, każdy okręt radziecki w regionie otrzymuje zadanie wyszukanie dezertera w odmętach Atlantyku i zatopienia go. Na dodatek sowieci wmawiają Amerykanom, którym nie umknęła wzmożona aktywność floty radzieckiej, że ścigają zbuntowanego kapitana, który najwyraźniej oszalał i pragnie skrycie przedrzeć się do wybrzeży Stanów Zjednoczonych, zasypując najludniejsze miasta licznymi, niezależnymi głowicami nuklearnymi (w celu wywołania Trzeciej Wojny Światowej). Innego zdania jest jednak analityk CIA, Jack Ryan (Alec Baldwin), który odkrywa prawdziwe zamiary Ramiusa. Rozpoczyna się fascynujące polowanie, w którym stawką są dwa diametralnie różne cele, jakie pragną osiągnąć rywalizujące wywiady obu państw.

Jak wspomniałem na wstępie, film oparty jest na podstawie bestsellerowego dzieła Toma Clancy'ego i jest to dosyć luźna adaptacja. Każdy kto choć raz sięgnął po książkę, bez problemu wychwyci diametralne różnice w stosunku do tego co się działo na kartach powieści, a jakie wnosi scenariusz obrazu. Film kreuje Kapitana Ramiusa jako heroicznego bohatera, który postanawia przekazać "Czerwony Październik" w celu niwelacji przewagi jaką osiągnął Związek Radziecki, a tym samym zapobiegnięciu rychłemu konfilktowi (w rzeczywistości Litwin zdecydował się na taki krok z mocno prywatnych pobudek i z rozczarowania ustrojem socjalistycznym). Wymysłem jest także informacja dyplomacji radzieckiej o rzekomym obłąkaniu Ramiusa i jego szalonych planach - Jankesi odkryli wcześniej zamiary kapitana i poszukiwali go z zamiarem przejęcia okrętu (bądź jego "inspekcji"), a nie zatopienia. Z niewiadomych też przyczyn Tupolev (Stellan Skarsga*rd) dowodzący okrętem "W. K. Konowałow" jest przedstawiony jako szaleńczo ambinta postać, która posunęłaby się nawet do sprzedania własnej matki, aby tylko podskoczyć o kilka szczebli kariery w marynarce radzieckiej. W filmie brakuje też paru, może nie kluczowych ale ważnych postaci i wydarzeń, oraz wprowadza on kilkanaście innych nieścisłości.

Powstaje więc jedno pytanie. Czy wspomniane powyżej mankamenty przeszkadzają w pozytywnym odbiorze całości i powodują, że ekranizacja jest po prostu kiepska? Oczywiście, że nie. Dzieła Clancy'ego mają to do siebie, że są złożone i wielowątkowe. Powoduje to, że idealna (lustrzana) ekranizacja książki jest nie tyle trudna, co niemożliwa (no chyba, że widz wysiedziałby pięć godzin w kinie i budżet byłby większy o jedno zero) i konieczne były niezbędne modyfikacje. Larry Ferguson i Donald Stewart (odpowiedzialni za scenariusz) mieli więc nie lada orzech do zgryzienia, jak logicznie poprowadzić fabułę zachowując ducha powieści), a tym samym zrobić kino spektakularne, a zarazem łatwe w odbiorze. Z tego pojedynku scenarzyści wrócili z tarczą tworząc dzieło widowiskowe i trzymające widza w napięciu do ostatnich minut. Uniknięto tym samym jednego z największych minusów książki, w której owe napięcie często słabło (a wręcz czasem kompletnie siadało).

Niewątpliwie mocną stroną filmu są wyraziści bohaterowie i świetna gra aktorska. Nie ulega wątpliwości, że w tym aspekcie przyćmił wszystkich jak zawsze znakomity Sean Connery, który z powodzeniem wcielił się w postać charyzmatycznej legendy radzieckiej floty - Marko Ramiusa. Szkota czekało niełatwe zadanie - Ramius to sprytny wilk morski. Jest człowiekiem wyrachowanym, silnym i zdecydowanym, który wymaga bezwzględnego szacunku. Z drugiej strony to postać, która pomimo tragicznych wydarzeń jakie doświadczył (trudne dzieciństwo, śmierć żony), jest niezwykle pogodna i każdego członka załogi traktuje z szacunkiem, wręcz po ojcowsku. Connery'emu udało się bezbłędnie odegrać te cechy, a zarazem przenieść na duży ekran, ten mistycyzm jakim emanuje bohater i który czyni go niesamowitym. Jeżeli chodzi o Aleca Baldwina, który wcielił się w etatowego herosa powieści Clancy'ego - Jacka Ryana, to mimo iż są sceny kiedy zachowuje się sztucznie i drętwie, można mieć tylko pozytywne odczucia na temat jego kreacji. Korzystny obraz tego elementu filmu dopełniają znakomite role drugoplanowe Sama Neill'ego (Borodin), Scotta Glenna (Bart Mancuso) czy Jamesa Earla Jonesa (Greer).

Nie można też przejść obok strony technicznej i dźwiękowej (za którą film słusznie dostał Oscara). Za muzyką stoi Basil Poledouris i to dzięki niemu cała ta opowieść robi się naprawdę klimatyczna i ponura. Jemu zawdzięczamy też fantastyczny motyw przewodni, przy którym nie mogą nie przejść ciarki po plecach (w pozytywnym tego słowa znaczeniu rzecz jasna). Kapitalną pracę odwalił również odpowiedzialny za zdjęcia Jan de Bont. Jeżeli zaś chodzi o efekty specjalne, to o ile nie skłaniają one do żywiołowych owacji, to trzymają ponadprzeciętny poziom i zasługują na słowa uznania.

"A morze podaruje każdemu człowiekowi nową nadzieję, jak sen przynosi marzenia o ojczyźnie" - Krzysztof Kolumb.

Przychodzi czas podsumowania i odpowiedzi na pytanie: czy warto spędzić ponad dwie godziny na zapoznanie się z obrazem? Myślę, że tak. Polowanie na Czerwony Październik to klasyk gatunku i wciąż jeden z najlepszych filmów o tematyce marynistycznej. I to mimo tego, że film ma już przeszło 20 lat na karku. Obraz do dziś gwarantuje pełną akcji rozrywkę na najwyższym poziomie i trzyma w napięciu do ostatnich minut, a o to chyba chodzi. Szczerze polecam.

© 2009 Tomasz 'Zagłoba' Tokarczyk

< POSTKULTURA | << FILMY