< POSTKULTURA | << FILMY
Ostatnia rodzina

Plakat z filmu 'Ostatnia rodzina' Ostatnia rodzina
Produkcja: Polska 2016
Reżyseria: Jan P. Matuszyński
Scenariusz: Robert Bolesto
Obsada: Andrzej Seweryn, Dawid Ogrodnik, Aleksandra Konieczna, Andrzej Chyra
Zdjęcia: Kacper Fertacz
Czas: 124 min.

Film Ostatnia rodzina został 30 września oficjalnie zaprezentowany szerokiej publiczności. Okraszony prestiżowymi nagrodami, m.in. główna nagrodą na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, jest niewątpliwie filmem zauważonym, docenionym i ważnym. Jednak analizę tego, co widać na dużym ekranie, warto zacząć od końca, czyli od tzw. aspektów technicznych.

Trzeba powiedzieć szczerze, a nawet jasno: charakteryzacja oraz scenografia w filmie są na najwyższym poziomie. Materia filmowa oddaje bowiem prawie trzydzieści lat z życia rodziny Beksińskich. Wiarygodnie przedstawia nie tylko ich wygląd, ale i otoczenia. Już na samym początku filmu schyłkowy PRL końca lat 70-ch XX wieku, w postaci nowo oddanego do użytku warszawskiego osiedla, wręcz osacza widza ze wszystkich stron. Można dosłownie wkroczyć w nowy etap życia Zdzisława i jego najbliższych, idąc wraz z nimi przez rozkopane uliczki. A pozwalają na to śmiało użyte graficzne efekty specjalne, które w polskim kinie nadal rzadko się pojawiają. Recenzowana wcześniej Karbala była dobrym znakiem, że z polskim filmem jest już naprawdę dobrze. Choć w Ostatniej rodzinie brak jest np. scen grupowych, dziejących się na otwartych plenerach, czyli tam gdzie filmowcy muszą posiadać naprawdę spore "siły i środki" realizatorskie; to jednak też ani razu nie ma się wrażenia oglądania stylizacji na spektakl teatralny, co czasem wychodziło na wierzch właśnie w Karbali. Oglądamy przede wszystkim rodzinę, "zamkniętą" w czterech ścianach, niepozbawioną jednak istotnej przestrzeni wokół.

Właśnie. Rodzinę. Kto ją w filmie tworzy?

To przede wszystkim głowa rodziny, Zdzisław Beksiński. Pod koniec lat 70-ch już utytułowany twórca, który wraz z najbliższymi podjął decyzję o przeprowadzce z rodzinnego Sanoka do Warszawy. Obok niego jest żona, Zofia, tworząca fundament rodziny oraz ich dwie matki. Całości dopełnia syn Tomasz, który mieszka niedaleko swoich rodziców, w bloku obok. Historia zaczyna się więc tak, jak miliony tego typu historii na świecie. Z tą jednak różnicą, że nie jest to historia wymyślona na potrzeby filmu, a Beksińscy istnieli naprawdę.

W zrozumienie tego filmu widz musi włożyć trochę wysiłku. Podejście w stylu: Zdzisław to był gość, co malował straszne obrazy, a Tomasz puszczał w radio fajną muzykę i gadał o wampirach, będzie banałem godnym najpośledniejszego tabloidu.

Kluczem do zrozumienia, kim byli Beksińscy w polskim życiu kulturalnym, jest ich status materialny. Od kiedy obrazy malowane przez Zdzisława zaczęły przenosić mu spory dochód (a po nawiązaniu współpracy w połowie lat 80-ch z Piotrem Dmochowskim jeszcze większy, bo liczony w dolarach), rodzina Beksińskich niejako przeniosła się w inny wymiar. Obce stały im się troski i dylematy społeczeństwa Polski Ludowej. Zarówno te materialne, jak i polityczne. Wałkowany przy wszystkich okazjach, a odnoszący się do historii zestaw "papież, Wałęsa, Solidarność", w świecie Beksińskich nie istnieje. Najważniejsze staje się tworzenie oraz warsztat artystyczny Zdzisława, i to co na niego wpływa, a co też wywodzi się ze świata kultury, sztuki oraz nauki. W filmie zostało to tylko zarysowane, że Zdzisław posiadał spore znajomości w kręgach tzw. inteligencji ówczesnego polskiego społeczeństwa. Choć warto zaznaczyć, że nigdy się nie narzucał, nie zabiegał o względy, a na zaszczyty jakimi od czasu do czasu chciała go obdarzyć władza reagował wręcz alergicznie. Bez względu na ustrój, tak w Polsce Ludowej, jak i demokratycznej.

Ten świat - z pozoru wydawać by się mogło sielankowy - do przyziemnego poziomu sprowadza jednak syn Zdzisława i Zofii, Tomasz. W listach jakie po sobie zostawił, znaleźć można zapisy o tęsknocie za rodzinnym Sanokiem, gdzie czuł się bezpieczny i szczęśliwy. Wyrwanie z tej sfery komfortu, i rozpoczęcie studiów było takim pchnięciem kamyczka lawiny procesu autodestrukcji, która z różnymi perypetiami (i podejmowanymi próbami samobójczymi), doprowadziła do smutnego finału 24 grudnia 1999 roku.

124 minuty filmu oczywiście nie mogą oddać w pełni tego, co o Zdzisławie i Tomaszu jest wiadomo, czy też jak układały się relacje między nimi, a ich żoną/matką. Scenariusz filmu, który napisał Robert Bolesto, powstał przed wydanymi niedawno książkami biograficznymi, które niejako wydobyły ze sfery tabloidowego banału i fanbojskiego kultu postaci obu Beksińskich. Tym samym film będzie jeszcze jednym zapisem ich życia, obok książek Beksińscy. Portret podwójny Magdaleny Grzebałkowskiej i Tomek Beksiński. Portret prawdziwy Wiesława Weissa.

Trzeba jednak przy tym pamiętać, że źródło "prawdy prawd", jaką są taśmowe zapisy audio i wideo z życia rodziny Beksińskich (utrwalane od lat 50-ch XX wieku przez Zdzisława), znajdują się w Muzeum Historycznym w Sanoku. I to z nich można by się dowiedzieć czy Zdzisław naprawdę był osobą precyzyjnie-chłodno myślącą, a Tomasz zwyczajnym dupkiem, instrumentalnie traktującym swoich rodziców. Bo właśnie taką "migawkę" zobaczyć można w trakcie seansu. W zestawieniu tylko z fanbojskim podejściem do postaci Tomasza, jego audycjami radiowymi, tłumaczeniami oraz artykułami, wywoła szok. Sprowadzi ideał do parteru. Tym bardziej, że surowa ocena postępowania Tomasza zwłaszcza wobec rodziców, nie została oparta na wziętych z sufitu tanich sensacjach, ale na relacjach (i korespondencji) jego przyjaciół oraz znajomych z rodzinnego Sanoka, z którymi kontakt utrzymywał do kresu swojego życia. Stąd, choć rola Dawida Ogrodnika, który wcielił się w Tomasza, może się wydawać przerysowana i nie pasująca do "Wielkiej Osobowości z Radia", to nie powinna ona w żaden sposób przekreślać Ostatniej rodziny. Bo gdyby Zdzisław był całkowicie chłodnym cyborgiem, a Tomasz totalnie zmanierowanym maminsynkiem, to czy zostałaby po nich również masa ciepłych wspomnień, od ludzi którzy mieli możliwość ich poznać i przeżyć z nimi jakiś fragment życia?

Natomiast to czego w filmie nie ma, a i również czego nie widać w pozostałych materiałach o Beksińskich, to brak realnych prób walki o wyprostowanie kolein życia Tomasza. Choć żyją obok siebie, a nawet ze sobą (mimo osobnych mieszkań), Beksińscy są od siebie oddaleni. Nie potrafi tego zmienić Zofia, wykonująca już i tak tytaniczną pracę, będąc filarem rodziny, zajmując się również mieszkającymi z nimi matkami - swoją i Zdzisława. Być może było spowodowane to kokonem bezpieczeństwa niezależności materialnej, jaką zapewniała rodzinie praca artystyczna Zdzisława. Przyziemne problemy materialne dnia codziennego, które dla wielu ludzi potrafią być motywatorem dającym im siły do zmian i podjęcia próby ogarnięcia sytuacji, w przypadku Beksińskich nie istniały. A czynnikiem sprawczym, który określił los Beksińskich było mieszkanie w przestronnych, ale mało sprzyjających życiu rodzinnemu, mieszkaniach w blokach. Brak wygodnie rozplanowanej kuchni ze stołem, miejscem w którym można było usiąść, zjeść, jednocześnie widząc twarz swojego rozmówcy z pozoru może się wydawać tylko banalnym wyjaśnieniem "tajemnicy Beksińskich". Gdy jednak doda się do tego brak umiejętności wyrażania prostych emocji w równie prosty i naturalny sposób u ojca i syna, a na całość nałoży się opiekuńczą aż do przesady matkę/żonę, wówczas obraz robi się bardziej jasny. Ostatnia rodzina przestaje być bowiem filmem o "słynnym malarzu" i jego synu, równie "słynnym redaktorze". Staje się filmem rodzinnym, bez lukru i blichtru pokazującym to co każdy mniej lub bardziej w swoim domu, ze swoją rodziną mógł doświadczyć.

I tym sposobem pojawia się jeszcze jeden dowód na to, że Ostatnia rodzina jest filmem wyjątkowym. Nawet gdy widzowi, podczas seansu coś jednak zazgrzyta z tym Tomkiem, na ekranie odbiegającym od kogoś, kto był "znany" z radia, artykułów czy tłumaczeń.

Ciekawostką może być to, że w książce Magdaleny Grzebałkowskiej nazwisko Wiesława Weissa - autora drugiej książki, poświęconej Tomaszowi - pojawia się tylko raz. A on, w Tomek Beksiński. Portret prawdziwy postanowił z innej strony przedstawić jego postać. Czy wobec tego powinien powstać kolejny film o rodzinie Beksińskich? Podobno trwają prace nad obszernym filmem dokumentalnym, nad którym pieczę będą miały osoby blisko związane z Beksińskimi. Kto wie, może dzięki temu ich obraz jeszcze bardziej nabierze kształtu, kolorów, formy. Warto poczekać.

© 2016 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << FILMY