< POSTKULTURA | << FILMY
Olimp w ogniu

Plakat z filmu 'Olimp w ogniu'
Olimp w ogniu (Olympus Has Fallen)
Produkcja: USA 2013
Reżyseria: Antoine Fuqua
Scenariusz: Katrin Benedikt, Creighton Rothenberger
Obsada: Gerard Butler, Aaron Eckhart, Morgan Freeman, Melissa Leo, Rick Yune, Finley Jacobsen i inni
Muzyka: Trevor Morris
Zdjęcia: Conrad W. Hall
Czas: 120 min.

Olimp w ogniu to propozycja idealna na odstresowanie po męczącym tygodniu. Prościutka fabuła i tona akcji połączone z zimnym piwem dają znakomicie odprężający efekt. Sprawdziłem i ręczę słowem.

Północnokoreańscy terroryści napadają na Biały Dom, porywając prezydenta Stanów Zjednoczonych i mordując większą część jego ochrony. Masakrę przeżywa Mike Banning, który w samotnej krucjacie rusza na pomoc głowie państwa. Tymczasem zabarykadowani w bunkrze agresorzy planują, mając ku temu możliwości, wywołanie globalnej - czytaj: nuklearnej - katastrofy.

Olimp w ogniu w swojej konwencji przywodzi na myśl takie filmy jak Szklana pułapka czy Uprowadzona. Liczy się przede wszystkim stałe utrzymywanie napięcia. Fuqua, który na sensacyjniakach zjadł zęby jest w tym bardzo dobry. Czas spędzony przy jego dziele mija niepostrzeżenie, zawrotne tempo nie zwalnia ani na moment. Zwrotów akcji jest wręcz niezliczona ilość, co jednak nie przekłada się na ich jakość. Nieskomplikowanie opowieści zahacza momentami po prostu o głupotę. Coś kosztem czegoś. Pocieszyć się można faktem, że w rzeczonej kwestii Olimp w ogniu nie ustępuje wymienionym przed chwilą klasykom kina sensacyjnego.

I jeszcze rzecz równie ważna co permanentny suspens - protagonista. Gerard Butler to twardziel nie lada, co zdążył już udowodnić chociażby w Gamerze czy 300. Tutaj również daje radę i zapewne będzie mógł liczyć na angaż w kontynuacjach Olimpu (pierwsza już w 2016 roku). Przypadła mi też do gustu postać prezydenta Benjamina Ashera, w którego wcielił się Aaron Eckhart. To człowiek twardy i nieustępliwy, mąż stanu na miarę XXI wieku. Kradnie każdą scenę ze swoim udziałem, spychając w cień bezbarwnego, koreańskiego antagonistę.

Olimp w ogniu to niewymagające, przepełnione adrenaliną kino. Trochę głupiutkie i z okropnie niedoświetlonymi zdjęciami (!), ale daje pozytywnego kopa. Do weryfikacji.

Moja ocena 5,5/10

© 2015 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY