< POSTKULTURA | << FILMY
Ocalony

Ocalony

Ocalony (Lone Survivor)
Produkcja: USA 2013
Reżyseria: Peter Berg
Scenariusz: Peter Berg
Obsada: Mark Wahlberg, Emile Hirsch, Taylor Kitsch, Ben Foster i inni
Muzyka: Steve Jablonsky, Explosions in the Sky
Zdjęcia: Tobias A. Schliessler
Czas: 121 min.

Gdzieś mniej więcej w połowie filmu, gdy poznajemy tragiczne losy bohaterów "Ocalonego" i podziwiamy ich heroiczną walkę o przetrwanie w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, w umyśle każdego kinomana pojawia się dość nietypowa refleksja, że oto cofnęliśmy się w czasie o dobre dwadzieścia lat. Nie da się ukryć, że najnowsza produkcja Petera Berga to wymuskana laurka skrojona z myślą o pozytywnej propagandzie amerykańskiej armii oraz skutecznie łechcąca lokalny patriotyzm spod znaku "gwiazd i pasów". W momencie, gdy w Hollywood króluje kino rozliczeniowe, które często bezpardonowo rozprawia się z historią (zarówno tą dawną, jak i współczesną), z lubością wbijając szpilę w każde kompromitujące wydarzenie z przeszłości, branie się za taki tytuł może trącić kiepskim archaizmem.

Okazuje się, że ryzyko i granie na emocjach się opłaciło - w samych Stanach Zjednoczonych film odniósł zaskakujący kasowy sukces, przyciągając tłumy widzów do sal kinowych (szczególnie w mniejszych miastach), spragnionych historii o dzielnych amerykańskich wojakach. Jednak to, co przypadło do gustu Jankesom, niekoniecznie musi spodobać się europejskiemu widzowi. Co zostanie z "Ocalonego", gdy obedrzemy go z emocjonalnej łatki i patriotycznych zagrywek? Całkiem strawny oraz dość realistyczny dramat wojenny, który wprawdzie nie powtórzy legendy "Helikoptera w ogniu", lecz pozostawi po sobie pozytywne wspomnienie.

Film jest ekranizacją wspomnień Marcusa Luttrella, który cudem zdołał przeżyć nieudaną operację "Czerwone Skrzydło" w górach Hindukusz na granicy afgańsko-pakistańskiej. 28 czerwca 2005 roku czterej komandosi z elitarnej jednostki "Navy SEALs" zostają zrzuceni na teren wroga celem rozpoznania i identyfikacji Ahmada Shaha - jednego z ważniejszych dowódców talibańskich. Fatalnym zrządzeniem losu, zostają zdekonspirowani za sprawą kilku nieuzbrojonych pasterzy. Po burzliwej debacie zapada decyzja o uwolnieniu więźniów, przerwaniu misji oraz błyskawicznej ewakuacji. Jej konsekwencje są jednak opłakane, żołnierze zostają otoczeni przez duże siły talibów i zmuszeni do dramatycznej walki o przetrwanie.

Ocalony'

Sprawa Luttrella odbiła się szeroki echem w mediach głównego nurtu, o czym amerykański sztab chciałby z pewnością jak najszybciej zapomnieć. Nie czarujmy się więc, każdy mniej więcej wie, w jakim stopniu będzie przebiegać ta historia i jak się ona skończy. Sam tytuł "Ocalony", a tym bardziej jego oryginalny odpowiednik ("Lone Survivor") mówi wszystko. Wydaję mi się, że głównie z tych powodów zdecydowano się na potraktowanie po macoszemu kwestii związanych ze scenariuszem oraz wyeksponowaniu warstwy emocjonalnej.

Niestety, trzeba przyznać, że "Ocalony" dość mocno cierpi na pewne niedostatki fabularne, a w wielu jego aspektach czuć nutkę umowności czy minimalizmu. Jest to wyjątkowo boleśnie widoczne, gdy spojrzymy na głównych bohaterów. Wiemy o nich tak naprawdę niewiele, natomiast typowe sceny-klisze, którymi często raczy nas Peter Berg, kreślą przed nami obraz stereotypowego "dobrego wojaka" - charakternego samca alfa z bujną szczeciną, dla którego najwyższymi cnotami są honor, ojczyzna, rodzina i braterstwo. Nie byłoby w tym nic zdrożnego (hej, w końcu taka konwencja!), gdyby zrobiono to dobrze, ale finalny efekt pozostawia wiele do życzenia. Protagoniści tworzą jakby jedną wielką masę anonimowych brodaczy, brakuje tutaj jakiegoś pierwiastka indywidualności, który pozwoliłby nam lepiej poznać, a co za tym idzie, przejąć się losami poszczególnych komandosów (co jest poważnym mankamentem - w końcu piszemy tu o tragicznej historii, która została oparta na prawdziwych faktach).

Ocalony'

"Ocalony" to także produkcja, w której pełno jest szlachetnych deklaracji oraz nie brakuje nadmiernego podkreślania rycerskości komandosów. Jak walczą, to do ostatniej kropli krwi. Jak kochają, to na zabój. Jak cierpią, to zawsze znoszą to z dumą. Jak giną, to nieugięci i od wielu ran - koniecznie w blasku słońca i w dźwiękach monumentalnej muzyki, podkreślających gwałtowne wniebowstąpienie. Razi też zbędny sentymentalizm - sceny w wiosce Pasztunów (gdzie Berg ewidentnie "popłynął" i nawymyślał ile wlezie) czy pokaz slajdów po napisach końcowych, gloryfikujący bohaterów z podkładem kawałka "Heroes" autorstwa Petera Gabriela. Elementy, które mogłyby w jakimś stopniu wpłynąć na niezłomny wizerunek żołnierza (Luttrell sam przyznał, że był w pewnym momencie na skraju załamania nerwowego) lub armii amerykańskiej (bezduszna biurokratyzacja) zostają, albo skrzętnie pominięte, albo nakreślone pobieżnie i kompletnie nierozwinięte.

Jednak to, co chroni film przed egzaltacją i egzystowaniem w mrokach przeciętności jest solidna konstrukcja przedniego kina rozrywkowego z realistycznym zacięciem. Reżyser doskonale lawiruje pomiędzy planami, dając widzowi świadomość przebywania w strefie ostrzału, klimatyczny posmak wydarzenia i poczucie zaszczucia, jakie udzielało się komandosom. Nie bez kozery produkcja znalazła się w ścisłej śmietance dzieł, które walczyły na gali oscarowej o statuetki w kategoriach technicznych. "Ocalony" stanowi doskonały materiał dydaktyczny dla przyszłych montażystów czy dźwiękowców, ponieważ o tych aspektach można pisać tylko peany.

Ocalony'

Miłośnicy męskiego kina wojennego z pewnością obliżą wargi z zadowolenia i będą cmokali z zachwytu nad realizmem, a nawet nierzadko, przerażającym naturalizmem pewnych scen. Środek filmu, przedstawiającą desperacką walkę na górzystym oraz nieprzyjaznym terytorium pasma Hindukusz, to prawdziwe grzeszne dzieło sztuki i duża w tym zasługa znakomitej charakteryzacji. Żołnierze, osaczeni i atakowani z prawdziwą zajadłością przez tabuny Talibów, są co rusz przebijani przez kule, szatkowani przez odłamki czy ranieni w wyniku upadków ze sporych wysokości. Wyłącznie dzięki morderczemu treningowi, doskonałemu opanowaniu broni oraz wkutym na pamięć tajnikom taktycznym, są w stanie odeprzeć przeważającą przewagę liczbą nieprzyjaciela. Trup ściele się tutaj gęsto, potyczki obfitują w gwałtowne sceny (jak moment, gdy jeden z bohaterów zmuszony jest do walki wręcz), natomiast ilość "head-shotów" można liczyć w dziesiątkach. "Ocalony" to kino tyle widowiskowe, co brutalne.

Prowadzi to czasem do momentu, gdy mamy poczucie, że oglądamy jakiś urywek z "Call of Duty" niż film oparty na faktach, ale... wspomnienia Luttrella obfitowały w wiele takich wydarzeń i pod tym względem zostały przeniesione całkiem dokładnie. Trudno winić Petera Berga, że wiernie opierał się na materiale bazowym i trzeba raczej zadać pytanie, czy to główny bohater nie podkolorował pewnych faktów tylko w wiadomym sobie celu? Ilość ołowiu, jaką przyjmują żołnierze, bolesne upadki z kilkunastu metrów, niepoliczalna liczba nieprzyjaciół - to siłą rzeczy budzi wątpliwości.

Ocalony'

"Ocalony" jest dziełem nierównym. Jeżeli miałbym oceniać jedynie samą środkową część filmu, to określiłbym je jako niesamowite i bez zbędnych ceregieli przyszyłbym mu łatkę klasyka. Niestety, potraktowana po macoszemu charakterystyka protagonistów, kilka zbędnych sentymentalnych momentów oraz sporo zgrzytów w pozostałych segmentach produkcji, którym brakuje ostrego pazura intensywnej wymiany ognia w afgańskich górach, wołają o sprawiedliwość. Tytuł z pewnością przypadnie do gustu pasjonatom wojskowości i militarystycznych klimatów, którzy godzinami potrafią debatować nad niuansami związanymi z rynsztunkiem - reszta może tylko próbować. Albo przeżyjesz niesamowitą przygodę, albo zaliczysz bolesny upadek ze sporej wysokości - decydujesz się na własne życzenie.

Moja ocena: 6,5/10

© 2014 Zrecenzował Tomasz 'Zagłoba' Tokarczyk'

< POSTKULTURA | << FILMY