< POSTKULTURA | << FILMY
Marsjanin

Plakat z filmu 'Marsjanin' Marsjanin (The Martian)
Produkcja: USA 2015
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: Drew Goddard
Obsada: Matt Damon (Mark Watney), Jessica Chastain (Melissa Lewis), Kristen Wiig (Annie Montrose), Jeff Daniels (Teddy Sanders), Michael Pena (Rick Martinez), Sean Bean (Mitch Henderson) i inni
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Czas: 141 min.

Nie trzeba było długo czekać na kolejne science fiction w wykonaniu Ridleya Scotta. Średnio udany Prometeusz nie nastrajał jednak szczególnie optymistycznie. Do tego Marsjanin oparty miał być na rewelacyjnej książce Andy'ego Weira, szkoda byłoby zmarnować tkwiący w niej potencjał. Obawy okazały się nieuzasadnione. Scott zafundował nam jeden z lepszych filmów roku.

Zmagania Marka Watneya na Czerwonej Planecie ogląda się naprawdę bardzo przyjemnie. Opowiedziana z werwą i na dużym luzie historia wciąga nie gorzej niż powieść Weira. Jako adaptacja Marsjanin wypada nadspodziewanie dobrze. Fabuła nie odbiega wiele od książkowego oryginału, brak w niej rażących błędów, wypełniona jest do tego świetnymi dialogami. Oddano w pełni krzepiące przesłanie - pochwałę inteligencji i niezłomności - oraz pozytywnego ducha powieści. Tego drugiego może nawet aż za bardzo...

Film Scotta jest momentami tak beztroski, wręcz frywolny, że traci na tym jego wiarygodność. Watneya nie jest w stanie nic załamać, każdy problem rozwiązuje praktycznie od ręki. Podobnie jak spece z NASA, częściej uśmiechnięci niż przejęci. Humor w filmie jest wysokiej próby, żywcem wyjęty z książki, jednak jego proporcje zostały zachwiane. W powieści to Mark częściej dowcipkuje - jest to jego motywacja do walki i kontynuowania tego ekstremalnego survivalu oraz recepta na strach i osamotnienie. W filmie natomiast - nie wiedzieć czemu - naukowcy na Ziemi. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, kiedy w rękach któregoś pojawi się kubeł popcornu - chyba tylko tego brakowało im do obserwacji Watneya. Praktycznie przy każdej "ziemskiej" scenie czeka się na kolejny żart. To mój najpoważniejszy zarzut względem Marsjanina. Wyszedł Scottowi istny "feel-good movie". Mam przez to mieszane uczucia, nie jestem pewien, czy w tym przypadku podążył słuszną drogą.

Nie jest to jednak mankament szczególnie uciążliwy. Scott wie w jaki sposób przyciągnąć uwagę widza, podobnie jak odtwórca głównej roli, Matt Damon. Tego wyboru również się bałem. Myślałem sobie: przeintelektualizowany reżyser i drewniany aktor - co dobrego może z tego wyniknąć? Okazało się, że sporo. O dobrej robocie Scotta już wspominałem, za to Damon zagrał chyba swoją pierwszą naprawdę wielką rolę. Jako Watney jest przekonujący - powściągliwy, opanowany, przejmujący. Nie szarżuje, dzięki czemu nietrudno mu uwierzyć. Brawa dla niego jak i z resztą całej, doborowo skompletowanej obsady.

Całość spaja fenomenalna oprawa audiowizualna. Scenografia Czerwonej Planety jest perfekcyjna. Ani przez moment nie miałem wątpliwości, że Watney tam jest. Ba! Sam tam byłem! Natomiast wnętrza marsjańskiej bazy czy kosmicznych pojazdów wypełnione są detalami, dając obraz tego, jak faktycznie może to kiedyś wyglądać i funkcjonować. Bo co do tego po lekturze Weira i filmie Scotta nie mam najmniejszych wątpliwości. Świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego i błyskotliwy montaż gwarantują niezapomniane przeżycia, mimo że nie odczuwa się tu takiej przestrzennej "pojemności" jak w Grawitacji. Oj, posypią się oscarowe (i nie tylko) nominacje.

Marsjanin to udane kino. Jest wierną ekranizacją książki Weira, znakomicie nakręconą i dobrze zagraną. Nieco zbyt "luzacką", to fakt, ale przy tym pokrzepiającą. Scott wraca na właściwe tory.

Moja ocena 7,5/10



© 2015 Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY