< POSTKULTURA | << FILMY
Mad Max
Mad Max

Mad Max
Produkcja: Australia 1980
Reżyseria: George Miller
Scenariusz: James McCausland
Obsada: Mel Gibson, Joanne Samuel, Tim Burns, Roger Ward, Huhg Keays-Byrne
Zdjęcia: David Eggby
Muzyka: Brian May
Czas: 90 min.

Koniec lat 70 XX wieku. Rozpoczyna się bratnia interwencja wojsk radzieckich w Afganistanie, zespół Pink Floyd ponownie wkracza na szczyty list przebojów swym albumem "The Wall", tryumfy w światowej kinematografii święci obraz "Łowca jeleni" w reżyserii Michaela Cimino, a społeczeństwo ekscytuje się najnowszym osiągnięciem światowej techniki - "Walkmanem". W tych niewątpliwie interesujących czasach debiutujący w roli reżyserskiej George Miller na australijskich bezdrożach kręci film o tematyce motoryzacyjnej z domieszką klimatów futurystycznych. Przed sobą nie ma łatwego zadania. Kompletna zapaść kina australijskiego, bardzo skromny budżet (400 tys. dolarów australijskich, w dzisiejszych czasach większą gażę za jedną rolę inkasują gwiazdy kina) i ostra jak na tamte czasy konkurencja związana z tym gatunkiem nie wróżyły dziełu jakiegoś wybitnie spektakularnego sukcesu. Jednak po raz kolejny potwierdziła się stara prawda mówiąca, że brak pieniędzy czy inne przeciwności losu nie są ważne, gdy ma się dobry pomysł i odpowiednią pasję do jego skrystalizowania. Tak też się stało i w tym przypadku. Niejaki "Mad Max" przeszedł do legendy.

"Jestem Nocnym Jeźdźcem! Jestem wybrańcem, narzędziem zemsty w ręku Pana, która oczyszcza drogę z niegodnych kierowców! Mam więcej energii niż tocząca się kula. Zbliż się i zobacz jak mknę ku wolności!" - Nocny Jeździec.

Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdzie rządzi bezprawie i szosowe gangi terroryzujące okolice. Miejscowi stróżowie porządku w swych lśniących w blasku słonecznym Interceptorach, starający się bezskutecznie wprowadzić ład, pozostają bezsilni na rozboje i gwałty bandytów. Szczęśliwie jednak istnieją jeszcze bohaterowie, którzy potrafią przeciwstawić się złu panującemu na drogach. Jednym z nich jest Max Rockatansky (Mel Gibson), żywa legenda policji i jeden z najlepszych kierowców, jakich wydał ten nieprzyjazny świat. Pewnego dnia w wyniku pościgu i w dużej mierze za zasługą naszego śmiałka ginie jeden z mentorów okolicznego gangu motocyklowego "Toe-Cutter's" - Nocny Jeździec (Vince Gil). Dowiedziawszy się o tym, bandyci obiecują vendettę mundurowym i w pierwszym akcie zemsty terroryzują pobliskie miasteczko, efektem czego jest rozbój i gwałt na młodej dziewczynie. Na miejscu policjanci trafiają na kompletnie naćpanego członka szajki - Johnn'ego the Boy'a (Tim Burns), któremu stawiają zarzuty. Pech jednak chciał, że dzięki zręcznym machinacją prawniczym praktycznie bez szwanku opuszcza on areszt i obiecuje rychły odwet. Krótki czas po tym wydarzeniu w paskudny sposób ginie najlepszy przyjaciel i partner Maxa - Jim Goose (Steve Bisley). Mając na względzie dobro swej rodziny bohater pragnie porzucić dotychczasowy i ryzykowny styl życia. Rezygnując z odznaki wraz z bliskimi wyrusza na północ, daleko od zgiełku maszyn i pościgów. Jednak gang nigdy nie zapomina wyrządzonych mu krzywd...

Ciepłe przyjęcie obrazu w 1979 r. musiało nielicho zaskoczyć nawet samego George'a Miller'a. Film szybko osiągnął finansowy sukces (100 mln. $ dochodu), stał się dziełem wręcz kultowym i zapoczątkował serię, która zapisała się złotymi głoskami w annałach kinematografii światowej - Emocjonujące sceny pościgów, wyraziści bohaterowie i znakomita muzyka zdołała skutecznie przysłonić niedostatki w scenariuszu (dość sztampowym, nawet jak na tamte czasy) oraz budżecie. To właśnie postać stoickiego postrachu szos pozwoliła młodemu Melowi Gibsonowi wypłynąć na głębokie, hollywoodzkie wody i stać się gwiazdą światowego formatu. W tym miejscu warto również wspomnieć o przekonywujących kreacjach Steve'a Bisley'a oraz Hugh'a Keays-Byrne'a, o których nie było już tak głośnio i są aktorami w dzisiejszych czasach zupełnie zapomnianymi. Pierwszy z nich znakomicie wcielił się w rolę nieustępliwego i wybuchowego Jim'a Goose'a, który nie może pogodzić się z indolencją i nieskutecznością organów ścigania. Drugi z nich przekonywająco wpasował się w postać charyzmatycznego i nieobliczalnego lidera gangu "Toe-Cutter's", którego obecność wzbudza strach oraz respekt nawet w najodważniejszych duszach.

Najważniejszym elementem tego filmu są oczywiście ekscytujące i perfekcyjnie zrealizowane pościgi. Główna w tym zasługa znakomitych zdjęć i doskonałego dźwięku. Nieskazitelny warkot silników, pisk opon i wyborne ujęcia nadające dynamizmu wspomnianym scenom to coś, co musi wzbudzić uznanie nawet u największego malkontenta kina. Całości dopełniają rzemieślniczo zrealizowane i dość widowiskowe efekty specjalne (czuć tutaj jednak niedostatki w budżecie). Jeżeli zaś chodzi o oprawę muzyczną stworzoną przez Briana May'a, to nie zasługuje ona ani na peany ani na doszczętne zbesztanie. Owszem, może i wpadać w ucho, ale nie jest ona czymś nadzwyczajnym i wartym zapamiętania czy wysłuchania świeżo po seansie. Jest wręcz nijaka.

Dobrze, powiem ci, jak jest. Zawsze wygrywasz, Max. Jesteś najlepszy... i nie chcę cię stracić z powodu jakichś bredni o rezygnacji! Podobno ludzie przestali wierzyć w bohaterów. Do diabła z nimi! Ty i ja, Max... przywrócimy im ich bohaterów." - Fifi Macaffee

Nie ulega wątpliwości, że dzieło George'a Miller'a zalicza się do zacnego grona klasyków, których przynajmniej raz w życiu należy obejrzeć. Choć niektórych może razić dość sztampowa fabuła i inne liczne niedostatki spowodowane znikomym budżetem, to jest to obraz, który po prostu dobrze się ogląda i przyjemnie mija przy nim czas. I właśnie chyba dlatego warto wygospodarować te półtorej godzinny w swoim zapełnionym grafiku i zapoznać się bezprawiem panującym na bezdrożach przyszłości. Szczerze polecam.

© 2009 Zrecenzował Tomasz 'Zagłoba' Tokarczyk'

< POSTKULTURA | << FILMY