< POSTKULTURA | << FILMY
Ludzkie dzieci (Children of Men)

Plakat z filmu Ludzkie dzieci

Ludzkie dzieci (Children of Men)
Produkcja: USA 2006
Reżyseria: Alfonso Cuarón
Scenariusz: Alfonso Cuarón i inni
Obsada: Clive Owen, Julianne Moore, Michael Caine
Zdjęcia: Emmanuel Lubezki
Muzyka: John Tavener
Czas: 109 min.

Rok 2027. Wielka Brytania zmaga się z nadmiarem imigrantów. Zamieszki. Rzeczywistość przerażająco bliska naszym wyobrażeniom na temat tego, co nas czeka. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Zginął najmłodszy człowiek na świecie. Nie rodzą się dzieci. Ludzkość staje przed perspektywą wyginięcia.

Theodore Faron (w tej roli Clive Owen) zostaje porwany przez aktywistów (mało nie użyłem tu słowa terrorystów, bo takie można odnieść wrażenie), wśród których znajduje się jego była żona (Julianne Moore - Miasto ślepców). Theodore ma załatwić dokumenty pewnej czarnoskórej dziewczynie. Jeszcze nie wie, dlaczego jest ona taka wyjątkowa i jak bardzo ich losy będą od siebie zależeć.

Zwracają na siebie uwagę świetne utwory wykorzystane w filmie (szkoda, że generalnie muzyka jest tu raczej oszczędna). The Court of the Crimson King King Crimson, czy też wybrzmiewające dość krótko Omgyja-Switch7 Aphexa Twina w rozbrajającej scenie z ekscentrycznym staruszkiem granym przez Michaela Caine'a, który ostatnimi czasy przyzwyczaił nas do raczej spokojnych i poważnych ról (batmanowska trylogia Nolana, Incepcja, Prestiż, Harry Brown). Zobaczenie go więc jako rozentuzjazmowanego miłośnika marihuany, jest, hmm... zaskakujące. Ale to, zdaje się, jedyny humorystyczny wątek. Klimat całości jest poważny i przygnębiający, niepokojąco bliski dzisiejszemu światu. Realności dodają długie ujęcia. Praca kamery również zasługuje na wyróżnienie.

Ciężko nie dostrzec pewnych odniesień do chrześcijaństwa. I nie mam na myśli osoby głoszące na ulicach, że bezpłodność jest karą zesłaną przez Boga na ludzi za ich grzechy (choć to dobrze pokazuje, gdzie szuka ratunku ludzkość w niepewnych czasach). Ludzkie Dzieci to ewangelia nowego rodzaju. Ukazuje ludzi walczących o nadzieję (i to wcale nie drogą przemocy - główny bohater przez cały film nawet nie dotyka broni!) i tę nadzieję daje. Bardzo dobry film podchodzący do apokalipsy w sposób, w jaki prawdopodobnie wcześniej żaden inny tego nie zrobił. Refleksyjność, innowacyjność, klimat i przekaz. Alfonso Cuarón może być z siebie dumny. I oby jego genialnie zrealizowana wizja za te piętnaście lat pozostała tylko genialnie zrealizowaną wizją.

Film powstał na podstawie książki Phillis Dorothy James.

Moja ocena: 8,5/10


Tweet

© 2014 Zrecenzował Kamil 'Wrathu' Kwiatkowski

< POSTKULTURA | << FILMY