< POSTKULTURA | << FILMY
Droga
Droga

Droga (The Road)
Produkcja: USA 2009
Reżyseria: John Hillcoat
Obsada: Viggo Mortensen (Ojciec), Kodi Smit-McPhee (Chłopiec), Charlize Theron (Żona), Robert Duvall (Starzec), Guy Pearce (Weteran)
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Muzyka: Nick Cave, Warren Ellis
Scenariusz: Joe Penhall na podstawie powieści "Droga" Cormaca McCarthy
Czas: 111 min.

Powieść Droga autorstwa znakomitego amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthy'ego została uznana za arcydzieło literatury. Uhonorowana nagrodą Pulitzera, poruszała sumieniem i stawiała głębokie pytania natury moralnej. Autor w doskonały, przejmujący sposób zarysował świat po zagładzie, w którym zachowanie ocalałych ludzi zostało zepchnięte do podstawowych instynktów w jednym tylko celu - przetrwania. To lektura ciężka i trudna, ale jednocześnie potrafiąca pochłonąć czytelnika bez reszty. Nie trzeba było długo czekać na jej ekranizację, której podjął się w 2009 roku mało znany australijski reżyser John Hillcoat, a premiera obrazu była jedną z najbardziej wyczekiwanych, nie tylko przez fanów postapokalipsy. Z przykrością muszę stwierdzić, że film nie dorównuje jednak książkowemu pierwowzorowi, choć nie jest też absolutną klapą. Jest propozycją zupełnie różną od komercyjnych produkcji z gatunku fantastyki postapokaliptycznej, których obficie obrodziło w ostatnim czasie, i na którą warto zwrócić uwagę.

Droga Hillcoata jest wierną adaptacją powieści McCarthy'ego, co jest dużym plusem filmu. Napisaniem scenariusza zajął się Joe Penhall, twórca skryptu do biograficznego Ostatniego króla Szkocji. Wraz z bezimiennym mężczyzną i jego synem wędrujemy przez spustoszone apokalipsą Stany Zjednoczone. Bohaterowie zmagają się z trudnościami morderczej wędrówki, głodem i bandytami, którzy żeby przeżyć kolejny dzień nie wahają się ani chwili, by zabić. Podobnie jak w książce kanibalizm stał się powszechnym sposobem na przetrwanie. Wypowiadane przez głównego bohatera komentarze z offu, będące "żywcem wyjętymi" frazami z powieści, trafnie dopełniają obrazu świata po apokalipsie.

Na główny plan wysuwa się w filmie Hillcoata relacja między ojcem i synem. Mężczyzna urasta tu do kongenialnego symbolu ojcowskiej miłości, ale także wytrwałości i niestrudzoności. Konsekwentnie przygotowuje on syna do swojego odejścia, którego jest świadomy, jednocześnie podtrzymując w nim "ogień" człowieczeństwa. Nie pozwala mu wyzbyć się moralności, tłumaczy mu prawa i normy zachowań, które obowiązywały przed zagładą, a które zanikły w świecie, w jakim przyszło im egzystować. Nie waha się jednak pociągnąć za spust, jeśli tylko chłopiec, który wydaje się być ostoją dobra w postapokaliptycznej rzeczywistości, znajdzie się w niebezpieczeństwie. Ich relacja jest głęboka i jednocześnie krucha, co Hillcoat ukazał w swoim filmie naprawdę bardzo dobrze i wiarygodnie. Ich rozmowy, również będące świetnymi cytatami z książki, są prawdziwe, ale nie spełniają takiej samej roli jak w powieści. W dziele McCarthy'ego były one kontrastującym pokrzepieniem nie tylko bohaterów, ale i samego czytelnika. W filmie są jedynie pasującym dopełnieniem toczącej się historii.

Wizja postapokalipsy w Drodze Hillcoata jest chyba najbardziej przerażająca w historii kina. Nastroje ocalałych ludzi, których spotykają bohaterowie, to skrajne przypadki szaleństwa, strachu i dosłownej walki o życie. Przygnębiającego, turpistycznego obrazu dopełniają precyzyjne, zimne i surowe zdjęcia Javiera Aguirresarobe. Operator w wielu ujęciach skupił się na twarzach bohaterów, dzięki czemu możemy jeszcze dobitniej skierować uwagę na odczucia oraz grę emocji ojca i syna. Niestety przeciętny montaż powoduje, że w wielu momentach brakuje płynności, przez co chwilami film staje się zlepkiem kolejnych scen. Pozytywne wrażenie robią ujęcia wspomnień mężczyzny, kręcone w przesadnie ciepłych barwach, ale dzięki temu wyidealizowane, tak dalekie od antyestetycznych obrazków teraźniejszej Ameryki. Ogromną zaletą jest znakomita scenografia i solidna charakteryzacja. Nastrojowa muzyka, mimo pewnej ubogości i powtarzalności, idealnie wtapia się w tło upadłego świata.

Wielkie brawa należą się głównym aktorom, którzy stworzyli zapadające w pamięć kreacje. Viggo Mortensen, czyli niezapomniany Aragorn z trylogii Władca Pierścieni (całe szczęście wyzbył się tych irytujących na dłuższą metę, przeciągłych spojrzeń) potwierdził, że w niedługim czasie ma sporą szansę na prestiżową nagrodę aktorską. Nie zawodzi także młody Kodi Smit-McPhee. Producentom udało się zaangażować do epizodycznych ról także, niestety odrobinę egzaltowaną, Charlize Theron, Guya Pearce'a i - zdecydowanie najlepszego z tego grona - Roberta Duvalla. Kreacje aktorskie są mocnym punktem filmowej "Drogi".

Ostatni jak dotąd film Johna Hillcoata obfituje w wymowne, poruszające sceny. Dramatyczna rozmowa ojca i syna o tym, w jaki sposób mały ma się zastrzelić w razie niebezpieczeństwa, przepiękna scena symbolicznego i dosłownego pożegnania mężczyzny i jego żony, czy przejmujący dialog ze starcem, to prawdziwe majstersztyki. A jednak czegoś w tym filmie brakuje. Coś sprawia, że po projekcji pamięta się o nim, ale jakoś... krótko. Nie ma w nim jak dla mnie tego dobitnego nastroju przygnębienia jakie płynęło z powieści Cormaca McCarthy'ego, tej beznadziei, która w ogólnym rozrachunku pozostawiała w czytelniku niezatarty ślad pewnej... nadziei. W finale książkowa Droga była kumulacją jakiejś pozytywnej inspiracji, chęci cieszenia się z życia. Paradoks? Być może, ale na takich kontrastach McCarthy zbudował swoją największą powieść. Hillcoat w swoim filmie zrobić tego nie potrafił.

Na koniec słowo wyjaśnienia. Zapewne może w mojej ocenie przeszkadzać zbyt duże nagromadzenie odniesień i porównań filmu do powieści. Literacki pierwowzór jest jednak jedną z najważniejszych w ogóle napisanych książek, nie tylko z tych osadzonych w świecie postapokalipsy, także uznałem, iż koneksja występująca między książką a jej filmową adaptacją jest zbyt duża, by analizować tę drugą całkowicie osobno. Poza tym jestem przekonany, że nie tylko ja podejmę się zrecenzowania Drogi na Trzynastym Schronie, toteż myślę, że poznacie nie jeden punkt widzenia na ten film.

Podsumujmy. Filmowa adaptacja Drogi jest filmem naprawdę porządnym. To nastrojowe, poetyckie, ale nad wyraz pesymistyczne i dołujące kino. Zanikła głębia książkowego pierwowzoru, co przy solidnej reżyserii, świetnym wykonaniu technicznym i bardzo dobrym aktorstwie sprawia, że film jest jedynie dobry. Ciężko jednak dorównać doskonałości, jaką stworzył McCarthy. Droga Hillcoata, mimo kilku aspektów, które mogą się nie podobać, jest mimo wszystko jedną z najlepszych wizji postapokalipsy, jakie dane mi było obejrzeć.

Moja ocena filmu Droga: 7,5/10

© 2010 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY