O fakcie, że film "Bestie z południowych krain" wpada w klimaty postapo, dowiedziałem się już w trakcie seansu, śledząc akcję. Wcześniej słyszałem o produkcji sporo dobrego, zwłaszcza w kontekście nagród, które otrzymała (wygrana na festiwalu Sundance, kilka wyróżnień w Cannes). Jak to jednak bywa z filmami docenianymi na tego typu imprezach - w uproszczeniu tzw. kinem artystycznym - obraz Benha Zeitlina nie jest prosty w odbiorze. Kino festiwalowe bywa wymagające zarówno pod względem treści jak i formy, i z początku może zdystansować przeciętnego widza. Jednocześnie to film, który nabiera wartości z każdą upływającą po jego obejrzeniu minutą.
"Film rozgrywa się w krainie zalanej przez powódź o apokaliptycznych rozmiarach. Grupa ocalonych zamieszkuje skrawki suchego lądu i szykuje się do walki z bestiami, które pod wpływem kataklizmu przebudziły się z tysiącletniego snu. Główną bohaterką jest mała dziewczynka, mająca wyjątkowy kontakt ze światem natury. Swój dar przetrwania i niezwykłą mądrość przeciwstawi nadciągającemu niebezpieczeństwu." [opis dystrybutora kinowego]
"Bestie..." to aliaż kina katastroficznego, dramatu społecznego i realizmu magicznego. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, film ujmuje formą. Kolejne jego elementy świetnie się uzupełniają i - jak na debiut - Benh Zeitlin poradził sobie bardzo przekonująco. Tworzy aurę, która jest w stanie przenieść widza w świat przedstawiony na ekranie. Reżyser ma ponadto rękę do prowadzenia aktorów. O kreacji młodziutkiej Quvenzhané Wallis jako Hushpuppy już mówi się, że ma szansę na oscarową nominację. Pozostali - w większości naturszczycy - wypadli także nad wyraz solidnie.
Jest w rozważaniach Zeitlina uniwersalizm, dotykający podstawowych emocji czy wręcz instynktów człowieka. Ale równocześnie reżyser jakby nie mógł się wyzbyć uproszczeń, i to aplikowanych w najbardziej niesprzyjających ku temu chwilach. Refleksje na temat powiązań ludzi z naturą, z rodzimą ziemią, z przywiązaniem do siebie; nauka przetrwania, życia w zgodzie ze sobą i na przekór przeciwnościom; nawet przenośnie dotyczące tytułowych bestii - to wszystko przedstawione jest olśniewająco. Kiedy trzeba z humorem, kiedy indziej poruszająco, zawsze pięknie. A jednak, pewna symplifikacja dokonywana przez Zeitlina nie pozwala mi rozpatrywać jego filmu w kategoriach arcydzieła.
Niemniej "Bestie z południowych krain" to film warty obejrzenia, który pozostaje w pamięci na dłużej niż najlepszy blockbuster. Polecam.
Moja ocena: 7,5/10
© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz