Stany Zjednoczone, lata zimnej wojny. Naukowiec Calvin Webber buduje schron przeciwatomowy. Na skutek pechowego zbiegu okoliczności chowa się w nim wraz z spodziewającą się dziecka żoną na 35 lat. Tam oboje wychowują syna, Adama. W końcu właz schronu otwiera się. Adam wyrusza na poszukiwanie zapasów i... żony.
Atomowy amant to komedia zaskakująco przyjemna. Jej siła polega na czerpaniu z konwecji. To wzorcowa komedia omyłek, w której śmiech oglądającego powodują konflikty oparte na niezrozumieniu przez protagonistę zasad funkcjonowania świata, w jakim się znalazł. Komedia prosta, ale nie głupawa, głównie ze względu na przyjemnie rozpisane dialogi. Zaś pojawiająca się odrobina slapsticku owocuje tylko gagami nieprzekraczającymi złego smaku.
Sympatyczny scenariusz i solidna reżyseria idą w parze z beztroską, ale trzymaną w ryzach grą zaangażowanej do filmu aktorskiej śmietanki. Nawet drugoligowy Fraser - choć fakt, że u progu kariery - nie drażni swoim nikłym talentem. Uzupełnione podprogowym, acz zawsze aktualnym, antywojennym przesłaniem dają w sumie jowialny efekt w postaci Atomowego amanta - filmu idealnego na niedzielne popołudnie.
Moja ocena: 5,5/10
© 2014 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz