Autor Wątek: Netflix Death Note/Notatnik Śmierci  (Przeczytany 1819 razy)

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Netflix Death Note/Notatnik Śmierci
« dnia: 25 Sierpnia 2017, 19:07:07 »
Zajebisty! Choć od razu zaznaczę że nie jest to identyczna adaptacja, całość zawiera jednak sprawnie poprowadzony twist i sporo talentu. 10/10 Polecam!



Light Turner pewnego dnia odnajduje notatnik należący do boga śmierci, za jego pomocą zostaje Kirą i zaczyna karać przestępców zsyłając na nich śmierć. Policja nie jest jednak taka głupia i szybko wpada na trop dzięki współpracy z tajemniczym śledczym o imieniu "L". Jest to adaptacja legendarnego wręcz anime i mangi, w sumie jedna z najlepszych adaptacji tego typu jaką widziałem. Film z jednej strony zachowuje ducha oryginału, z drugiej wprowadza niezbędne zmiany tak by dostosować serię do różnic kulturowych (w tym przypadku zasadne) oraz w świadomości że sporo widzów widziała oryginał i będzie trzeba czymś ją zaskoczyć. Udanie. Film po prostu wymiata i stanowczo go polecam. A i jeszcze jedno. Twórcy zdecydowali się na zachowanie oryginalnego designu Ryuk'a jednak podrasowali go tak że ten wygląda faktycznie jak coś z piekła rodem a nie klaun, widać to zresztą na plakacie. Full profeska.

Wrathu

  • Gen. dywizji - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1004
    • Wrathu Bandcamp
Odp: Netflix Death Note/Notatnik Śmierci
« Odpowiedź #1 dnia: 25 Sierpnia 2017, 22:27:13 »
A ja jestem zawiedziony.

Jak można było tak spłycić i zamerykanizować tę historię?

Zamiast inteligentnie i logicznie poprowadzonej akcji z faktycznymi twistami
- nielogiczności
- amerykańskie klisze
- zupełnie niepotrzebne zmiany oryginalnej fabuły
- Azjaci są Amerykanami, a L, który mógłby być Brytyjczykiem, był Afroamerykaninem - wtf
- akcja jest w Ameryce, kiedy powinna być w Japonii
- postać głównego bohatera to jakieś zaprzeczenie tego, kim był w oryginale
- brakuje ikonicznych scen
- bohaterowie jakby stracili inteligencję i dedukcja zawodzi
- nijakie i wymyślone na siłę zakończenie

Jest bardziej brutalna, wulgarna, lepsza technicznie i miała Willema Defoe jako Ryuka, ale nie polecę tego nikomu, kto chciałby pierwszy raz sięgnąć po tę historię.

Widziałem wszystkie ekranizacje. Wniosek płynie jeden - im bardziej adaptacja starała się być wierna oryginałowi, tym lepiej. Im więcej dziwnych zmian starano się wprowadzać, było znacznie gorzej.
Anime było świetne. 10/10 i w ogóle, dość wierne oryginałowi. Japońskie filmy z ubiegłej dekady może nie były technicznie najlepsze, ale był całkiem ok. Niedawna japońska drama telewizyjna miała wyraźnie za mały budżet, ale przypomniał pewne rzeczy z oryginału, których nie było w filmowej ekranizacji.
A tu?

Netflix zawiódł. Bardzo.
« Ostatnia zmiana: 25 Sierpnia 2017, 22:30:02 wysłana przez Wrathu »
W facebook: https://www.facebook.com/Wrathu
W Soundcloud: https://soundcloud.com/wrathu
W Bandcamp: http://wrathu.bandcamp.com/
W YouTube: www.youtube.pl/Wrathu
Last FM użytkownik: http://www.lastfm.pl/user/Wrathu
Email: wrathu(małpa)trzynasty-schron.net

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: Netflix Death Note/Notatnik Śmierci
« Odpowiedź #2 dnia: 26 Sierpnia 2017, 08:55:24 »
Ja tam rozumiem że gusta gustami, ale poza argumentem że "nie jest tak jak w oryginale" nie podałeś żadnego racjonalnego argumentu przeciwko filmowi który w żadnym stopniu nie próbuje nawet udawać że jest inaczej. To tzw. fanboy fallacy.

A co do braku zdolności dedukcji postaci (co może być jako tako jedynym racjonalnym argumentem). Chyba nie powiesz mi na serio że techniki rodem z kiepskich kryminałów z oryginału miały sens? Tu do tego kim jest Akira (który z premedytacją udawał Japończyka przypominam) dochodzono w znacznie bardziej realistyczny sposób i co ważne problemem nie jest to że L nie wiedział kim jest Akira, ale to że nie można było dowieść jego metody. Za przeproszeniem to nie Japonia że można kogoś posadzić za sam fakt że policja go podejrzewa.

Jak już mówiłem to nie jest ta sama historia, główny bohater jest znacznie bardziej realistyczny i niejednowymiarowy, a nie psychotycznym świrem któremu uchodziło wiele bo był wzorowym studentem. Nie zgodzę się że zakończenie jest też wymyślone na siłę. Dla mnie to była konsekwencja tego co było już wiadomo przez film.

Skończmy na tym że mamy rozbieżne zdania.

Wrathu

  • Gen. dywizji - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1004
    • Wrathu Bandcamp
Odp: Netflix Death Note/Notatnik Śmierci
« Odpowiedź #3 dnia: 26 Sierpnia 2017, 13:37:40 »
Pewnie masz rację z tym fanboy fallacy, ale pewnie łatwiej przełknąłbym to, gdyby to była historia zupełnie innej postaci. Ale główny bohater ma na imię Light, 16 lat i ma ojca policjanta, zupełnie jak w oryginale. L mógłby być którymś z kolei następcą prawdziwego L'a. Ale mamy dziwnie siadającego wielbiciela cukru. Zupełnie jak w oryginale. Tylko wygląda zupełnie inaczej.

Rozwiązania z oryginału w dużej mierze miały sens i przynajmniej w pierwszej połowie serii opierały się na logicznym potraktowaniu zasad Notatnika (wiele z nich nie jest w amerykańskim filmie nawet wspomnianych - Ryuk nawet nie kusi Lighta wymianą oczu). Stawały się dziwne i wydumane dopiero po skoku akcji o parę lat i... tymczasowym przeniesieniu akcji do USA. Oczywiście tu można się spierać, ale mniejsza o to.

Ano mamy inne zdania. To może parę konkretów [naturalnie spoilery], żebym mógł poprzeć wcześniejsze ogólniki:
- generalnie odpycha mnie zrobienie z Lighta takiego nijakiego uczniaka, który uzyskuje moc i staje się fajny. No dobra, może raz jest zasugerowane, że sobie dobrze radzi, bo odrabia za innych prace domowe. Oryginalny Light był wyjątkowo inteligentnym chłopakiem z ambicjami, jednym z najlepszych w szkole, który powoli nabiera psychopatycznych cech i wydaje mu się, że jego inteligencja to usprawiedliwia, a jego system moralności stoi ponad innymi. Netflixowy Light jest nieostrożny od samego początku: pyta ojca o prawdziwe imię i nazwisko L, a w rozmowie z L, cóż...
- Light rozmawia z L i praktycznie zdradza swoim zachowaniem podczas pierwszego spotkania, że jest Kirą, a w oryginale potrzeba było wielu tygodni, żeby L z 99% pewności doszedł do 100%
- W tym filmie matka Lighta nie żyje od samego początku. Jak jego ojciec mógł nie skojarzyć faktu, że jej zabójca zginął zaraz przed innymi zabójstwami Kiry, kiedy tylko usłyszał podejrzenie, że jego syn to Kira? Dlaczego L nie dotarł do tego, jeśli zapewne prześwietlił dokładnie rodzinę policjanta?
- To jeden z poważniejszych argumentów: Light wpisuje do Notatnika Watariego, nie wpisując jego prawdziwego imienia i nazwiska, a jedynie pseudonim... i to działa. To zaprzecza w ogóle zasadzie o konieczności wpisania imienia i nazwiska.
- scena na diabelskim młynie jest niesamowicie znikąd i jest bardzo amerykańska.
- wymyślono nową zasadę o zniszczeniu kartki i tym samym powstrzymaniu śmierci osoby. Oryginalnie nie dało się chyba tego powstrzymać.
- Light chwali się notatnikiem niedawno poznanej dziewczynie. Brak słów.
- Netflix!Light to dopiero psychotyczny świr. Dekapitacja? Serio? Oryginalnemu Lightowi nie chodziło o cierpienie, a skuteczność, karę i przekaz.

No i amerykańskie klisze, by wymienić tylko te najbardziej oczywiste:
- ujęcia na futbolistów i cheerleaderki
- Mia (swoją drogą imię zawdzięcza oryginalnej Misie) jest cheerleaderką
- Light stawia się szkolnym dręczycielom i obrywa
- jeszcze więcej ujęć na sportowców
- odbywa się bal zimowy w szkole
- powiewająca amerykańska flaga w kilku miejscach
- pościg po biednej dzielnicy. W ilu amerykańskich filmach to było?
« Ostatnia zmiana: 26 Sierpnia 2017, 13:54:22 wysłana przez Wrathu »
W facebook: https://www.facebook.com/Wrathu
W Soundcloud: https://soundcloud.com/wrathu
W Bandcamp: http://wrathu.bandcamp.com/
W YouTube: www.youtube.pl/Wrathu
Last FM użytkownik: http://www.lastfm.pl/user/Wrathu
Email: wrathu(małpa)trzynasty-schron.net

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: Netflix Death Note/Notatnik Śmierci
« Odpowiedź #4 dnia: 26 Sierpnia 2017, 16:04:42 »
No to teraz mam już się do czego odnieść, choć większość z tych argumentów jest relatywna. Light Turner to po prostu nie jest Light Yogami i podobieństwa to jeszcze nie identyczność. A seria wcale nie sugeruje by była kontynuacją oryginału.

- generalnie odpycha mnie zrobienie z Lighta takiego nijakiego uczniaka, który uzyskuje moc i staje się fajny.

A ja mam odmienne zdanie. Yogami w sporej części jest analogią dla Japońskiego społeczeństwa, gdy Turner dla amerykańskiego.. nastolatek z problemami który chce dobrze ale którego cechuje pewna naiwność.. przynajmniej do czasu gdy wychodzi na jaw że to pozory, bo jest faktycznie inteligentny.

Netflixowy Light jest nieostrożny od samego początku: pyta ojca o prawdziwe imię i nazwisko L, a w rozmowie z L, cóż...

To fakt.. ale czy to realna wada?

- Light rozmawia z L i praktycznie zdradza swoim zachowaniem podczas pierwszego spotkania, że jest Kirą, a w oryginale potrzeba było wielu tygodni, żeby L z 99% pewności doszedł do 100%

Cały sęk w tym że "L" nie mógł mu i tak nic udowodnić, ani nawet być pewny czy Turner nie ściemnia by być "cool" bo cała sprawa była poszlakowa. W sumie właśnie w tym tkwi twist że Turner zdał sobie sprawę że wpadł i dlatego jego faktycznym celem było pogrążenie "L" nim ten zdobędzie realny dowód.

- W tym filmie matka Lighta nie żyje od samego początku. Jak jego ojciec mógł nie skojarzyć faktu, że jej zabójca zginął zaraz przed innymi zabójstwami Kiry, kiedy tylko usłyszał podejrzenie, że jego syn to Kira? Dlaczego L nie dotarł do tego, jeśli zapewne prześwietlił dokładnie rodzinę policjanta?

Ponieważ to nie tania nowela detektywistyczna. Przy całej masie incydentów naprawdę nie da się w realu powiązać takich faktów, zresztą było to drugie zabójstwo co samo w sobie jest tego sugestią. Zaś "L" tak naprawdę na początku podejrzewał ojca bo to jego konto policyjne było główną poszlaką. Ale szybko zdał sobie sprawę że to Light jest znacznie bardziej podejrzany.. tyle że to były wciąż poszlaki. Sprawa rozchodziła się o konkrety.

- To jeden z poważniejszych argumentów: Light wpisuje do Notatnika Watariego, nie wpisując jego prawdziwego imienia i nazwiska, a jedynie pseudonim... i to działa. To zaprzecza w ogóle zasadzie o konieczności wpisania imienia i nazwiska.

Niet.. to nie jest ani manga ani anime. Widać Watari to było jego prawdziwe imię. Te niedopatrzenie "L" można wyjaśnić faktem że ten po prostu nie mógł wiedzieć że Akira kontroluje ludzi, a gdy powiązał fakty to było już za późno.

- scena na diabelskim młynie jest niesamowicie znikąd i jest bardzo amerykańska.

Argument nierzeczowy.. podobnie jak całą reszta narzekania na amerykanizmy w Amerykańskim filmie z akcją w Ameryce.

- wymyślono nową zasadę o zniszczeniu kartki i tym samym powstrzymaniu śmierci osoby. Oryginalnie nie dało się chyba tego powstrzymać.

Nowy świat, nowe zasady. Ważne że przynajmniej przestrzegają ustalonych zasad.

- Light chwali się notatnikiem niedawno poznanej dziewczynie. Brak słów.

Fakt, ale było to zanim został Akirą. Zresztą psychotyczna dziewczyna to był naprawdę świetny czerwony śledź, jako że Akira to jej pomysł.

- Netflix!Light to dopiero psychotyczny świr. Dekapitacja? Serio? Oryginalnemu Lightowi nie chodziło o cierpienie, a skuteczność, karę i przekaz.

Zapomniałeś jednak że Light był przekonany że to sen.. tak. Film jest nieco kiczowy w tym zakresie, ale to w sumie dyskusyjna wada. Większość kolejnych zabójstw jeśli była efektywna to tylko w celu uwiarygodnienia Kiry. Tu Kira miał faktyczny cel propagandowy (ala Dark Knight), nie zaś tylko zaspokajanie swojego poczucia boskości.