Pewnie masz rację z tym fanboy fallacy, ale pewnie łatwiej przełknąłbym to, gdyby to była historia zupełnie innej postaci. Ale główny bohater ma na imię Light, 16 lat i ma ojca policjanta, zupełnie jak w oryginale. L mógłby być którymś z kolei następcą prawdziwego L'a. Ale mamy dziwnie siadającego wielbiciela cukru. Zupełnie jak w oryginale. Tylko wygląda zupełnie inaczej.
Rozwiązania z oryginału w dużej mierze miały sens i przynajmniej w pierwszej połowie serii opierały się na logicznym potraktowaniu zasad Notatnika (wiele z nich nie jest w amerykańskim filmie nawet wspomnianych - Ryuk nawet nie kusi Lighta wymianą oczu). Stawały się dziwne i wydumane dopiero po skoku akcji o parę lat i... tymczasowym przeniesieniu akcji do USA. Oczywiście tu można się spierać, ale mniejsza o to.
Ano mamy inne zdania. To może parę konkretów [naturalnie spoilery], żebym mógł poprzeć wcześniejsze ogólniki:
- generalnie odpycha mnie zrobienie z Lighta takiego nijakiego uczniaka, który uzyskuje moc i staje się fajny. No dobra, może raz jest zasugerowane, że sobie dobrze radzi, bo odrabia za innych prace domowe. Oryginalny Light był wyjątkowo inteligentnym chłopakiem z ambicjami, jednym z najlepszych w szkole, który powoli nabiera psychopatycznych cech i wydaje mu się, że jego inteligencja to usprawiedliwia, a jego system moralności stoi ponad innymi. Netflixowy Light jest nieostrożny od samego początku: pyta ojca o prawdziwe imię i nazwisko L, a w rozmowie z L, cóż...
- Light rozmawia z L i praktycznie zdradza swoim zachowaniem podczas pierwszego spotkania, że jest Kirą, a w oryginale potrzeba było wielu tygodni, żeby L z 99% pewności doszedł do 100%
- W tym filmie matka Lighta nie żyje od samego początku. Jak jego ojciec mógł nie skojarzyć faktu, że jej zabójca zginął zaraz przed innymi zabójstwami Kiry, kiedy tylko usłyszał podejrzenie, że jego syn to Kira? Dlaczego L nie dotarł do tego, jeśli zapewne prześwietlił dokładnie rodzinę policjanta?
- To jeden z poważniejszych argumentów: Light wpisuje do Notatnika Watariego, nie wpisując jego prawdziwego imienia i nazwiska, a jedynie pseudonim... i to działa. To zaprzecza w ogóle zasadzie o konieczności wpisania imienia i nazwiska.
- scena na diabelskim młynie jest niesamowicie znikąd i jest bardzo amerykańska.
- wymyślono nową zasadę o zniszczeniu kartki i tym samym powstrzymaniu śmierci osoby. Oryginalnie nie dało się chyba tego powstrzymać.
- Light chwali się notatnikiem niedawno poznanej dziewczynie. Brak słów.
- Netflix!Light to dopiero psychotyczny świr. Dekapitacja? Serio? Oryginalnemu Lightowi nie chodziło o cierpienie, a skuteczność, karę i przekaz.
No i amerykańskie klisze, by wymienić tylko te najbardziej oczywiste:
- ujęcia na futbolistów i cheerleaderki
- Mia (swoją drogą imię zawdzięcza oryginalnej Misie) jest cheerleaderką
- Light stawia się szkolnym dręczycielom i obrywa
- jeszcze więcej ujęć na sportowców
- odbywa się bal zimowy w szkole
- powiewająca amerykańska flaga w kilku miejscach
- pościg po biednej dzielnicy. W ilu amerykańskich filmach to było?