Autor Wątek: Ostatnia rodzina - recenzja  (Przeczytany 1368 razy)

Squonk

  • Schronowy Inżynier
  • Gen. armii - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 8804
  • Wytyczając kierunek - Emanacja azymutem!
    • Trzynasty Schron
Ostatnia rodzina - recenzja
« dnia: 02 Października 2016, 00:03:06 »

W marketingowo-schronowym skrócie o Zdzisławie oraz Tomaszu Beksińskich można powiedzieć, że byli postapo.

Malarska twórczość Zdzisława, nawet dla największego smakosza tematyki może być nie do ogarnięcia. Jest tam bowiem wszystko, poza eskapistyczną sztampą spod znaku zombie i klonów Mad Maxa. Jakimś kluczem do jej zrozumienia dla opornych, może być opowiadanie Tomasza Przyłuckiego "Pejzaże z perspektywy nieba", które ukazało się w zbiorze Szepty zgładzonych. Dopiero świat Uniwersum Metro 2033 zaczyna współgrać z wizjami Zdzisława Beksińskiego. Oczywiście pod warunkiem odrzucenia równie eskapistycznego kałacha i kombinezonu OP-1.

Zaś Tomasz Beksiński, to przede wszystkim radiowy popularyzator muzyki wszelakiej. Mrocznej, radosnej, zawsze jednak na najwyższym poziomie spod znaku rocka, z elementami  pop. Ten mrok, ale też bezsens egzystencji i zagłada, opisywana muzycznymi nutami, są tym co prezentował, a czasem i firmował na różne sposoby syn Zdzisława. Warto jednak wiedzieć, że Tomasz stał też za spopularyzowaniem w Polsce serii filmów o przygodach Jamesa Bonda, opracowując do nich polskie tłumaczenia. Zimna wojna, walka wywiadów w jego językowej interpretacji, staje się fascynującą nauką kulturowych inspiracji i odniesień.

I wszystko właśnie zawdzięczamy Zdzisławowi i Tomaszowi Beksińskim. A film Ostatnia rodzina, choć nie za wiele z tego pokazuje, to i tak jest warty obejrzenia.

Ostatnia rodzina - recenzja.
« Ostatnia zmiana: 02 Października 2016, 00:12:01 wysłana przez Squonk »
Możemy dojść od sukcesu do upadku, od marzeń do urny z prochami. Możemy spaść z czerwonego blasku rakiet, do 'bracie, czy mógłbyś mnie poratować'.