Pierwsza wojna światowa, której setną rocznicą wybuchu obchodziliśmy w zeszłym roku była bardzo specyficznym konfliktem zbrojnym. Prowadzona w klasyczny sposób, czyli z użyciem piechoty wyposażonej w broń palną jak karabiny ładowane odtylcowo, a przede wszystkim w karabiny maszynowe, przyniosła miliony ofiar wśród jej uczestników. Niemożliwość przełamania umocnionych pozycji nieprzyjaciela, okopanego i dobrze ukrytego, doprowadziła do bezsensownie ponawianych szturmów. W ciągu godziny, dnia, mogło w takich atakach zginąć nawet kilkanaście tysięcy osób. Absurd i bezsens wojny doprowadzony do szczytów.
Sytuację na specyficzne "in plus" zmieniło wprowadzenie w dalszych konfliktach broni zmechanizowanej, a zwłaszcza lotnictwa. Sprawiło to co prawda większe ofiary wśród ludności cywilnej, która w wyniku przemieszczających się oddziałów wojska, sama trafiała nieraz w środek pola walki. Zmniejszyło to jednak liczbę ofiar po stronie wojska. Szczytem takiego rozwoju wojskowości mogą być ostatnie konflikty w byłej Jugosławii, Afganistanie czy Iraku. Tam wprowadzono w życie założenia wojskowych planistów, opierające się na tezie, że ataki z powietrza mogą przyczynić się do wygrania konfliktu.
Mogą? Niekoniecznie. Bo poza niwelacją negatywnego czynnika społecznego, że nasi chłopcy giną, i tak by osiągnąć zakładane cele, na pole walki muszą wejść wojska lądowe. Co w połączeniu z niesymetrycznie prowadzonymi walkami oraz szerokim użyciem min czy improwizowanych ładunków wybuchowych, sprawia, że piechota jak ginęła tak ginąć będzie. Wyjściem mogą być tanie oraz "separujące" od nieprzyjaciela drony.
Ale to już inna historia, wręcz historia przyszłości. Natomiast
Dan Hampton , autor książki
Władcy przestworzy zajął się klasycznym i sprawdzonym w boju użyciem lotnictwa. Od początków, aż po II wojnę iracką. Jej recenzję przygotował redaktor
Veron, a my polecamy Wam się z nią zapoznać. Jak i z samą książką oczywiście.
Dan Hampton - Władcy przestworzy - recenzja.