Z zainteresowaniem śledzę dokonania Wolffa i podziwiam, nie ukrywam że z mieszanymi uczuciami, jego płodność. Na razie jednak nie ma na co narzekać. Jest coraz lepiej.
Matt Pulaski powraca! W dobrej formie, dodajmy od razu. Wladimir Wolff znalazł, jak się zdaje, swoją niszę i swego bohatera. Najnowsza sensacyjna powieść jego autorstwa oparta jest na patencie podobnym do zastosowanego w „Tropicielu”. Sensacyjną, pełną zwrotów akcję z wyrazistym amerykańskim ekskomandosem polskiego pochodzenia w roli głównej, skonstruowano wokół legendy, tym razem nie o mocarstwowych marzeniach Gierka o broni atomowej, tylko o inkaskim skarbie w niedzickim zamku.
Czego tam nie ma! Kolumbijski bogacz z ciekawym rodowodem, krakowski profesor z połamaną rodziną, a nawet jest coś w rodzaju zombie, czyli ofiary (dobrowolne) nowego narkotyku i nader liczne ofiary tych ofiar! Trup ściele się gęsto. Autor ma słuch do dialogów i oko do opisów... Recenzja książki