Autor Wątek: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"  (Przeczytany 7359 razy)

Veron

  • Gen. broni - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1550
  • Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś
    • Trzynasty Schron
reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« dnia: 04 Grudnia 2014, 10:33:15 »

Są reżyserzy, których nowych produkcji wyczekuję jak długiego weekendu po długich, rutynowych tygodniach w pracy. Jednym z nich - i jestem pewien, że nie mówię tylko o mojej skromnej osobie - jest Christopher Nolan, jeden z najbardziej inspirujących, najsprawniejszych obecnie filmowców w Fabryce Snów. Jego filmy po prostu ogląda się. A że jego ostatnie dzieło trafia w klimaty apokaliptyczno-fanastycznonaukowe, nie sposób było nie wziąć go na warsztat reVieW. Jak w oczach Wiktula z GamExe i moich wypada "Interstellar"? Zapraszamy do lektury!

*

Wiktul: Kupno biletu na film o enigmatycznym tytule, reklamowanym przez niewiele mówiące trailery, stanowi zawsze spore ryzyko. O czym to będzie? O mutantach? O zombie? O globalnej zagładzie? O seryjnych mordercach? Nie wiedziałem i uznałem to za komfort, pokładając zaufanie jedynie w osobie Christophera Nolana. W ramach reVieW przyzwyczailiśmy was niechcący do recenzji filmów słabych lub średnich. Tym razem jednak...

Veron: ...istniała nadzieja na film cokolwiek bardziej wartościowy, właśnie ze względu na osobę reżysera. Nolan wyrobił sobie markę speca od "ambitnych blockbusterów", jakkolwiek ambiwalentnie by to nie zabrzmiało. Nie da się zaprzeczyć, że do chwili premiery "Interstellar" twórca trylogii o Batmanie w zasadzie nie miał w dorobku zupełnie nieudanego filmu - za to co najmniej dwa wybitne (osobiście uważam, że trzy). Wypracowany styl, pietyzm wykonania, nieprzeciętne zdolności narracyjne. W jego najnowszym filmie wszystko to znalazło swoje miejsce, nieprawdaż?

W: Dawno już nie widziałem równie zręcznego połączenia niedopowiedzeń i stopniowego rozwoju fabuły. Od początku wiemy tylko, że akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, świat boryka się z poważnymi problemami: brak żywności, klęski żywiołowe, nieokreślona wojna pozbawiła USA konieczności planowania budżetu na armię, a Związek Radziecki i bycie rolnikiem to coś wręcz urzędowo "fajnego". Przez pierwsze pół godziny filmu nie mamy pewności, co tak naprawdę się dzieje, ale zamiast chaosu i konsternacji towarzyszy nam jedynie rosnąca wraz z napięciem ciekawość. W tym miejscu zaczyna też kręcić się gatunkowa karuzela, na którą zabiera nas scenariusz Nolana. Dziwne zdarzenia w domu głównych bohaterów, apokaliptyczne burze piaskowe i atmosfera zagrożenia tworzą wciągający thriller, czemu w żadnej mierze nie przeszkadza fakt, że główną osią fabuły jest farmer i jego rodzina.

V: Tak, to charakterystyczne dla filmów Nolana. Jego niebywała umiejętność do zaintrygowania widza, wciągnięcia go bez reszty w kreowany na ekranie świat daje o sobie znać i w najnowszej produkcji. To kwintesencja reżyserii. Nolan jest w niej mistrzem. Chociaż poprzyczepiałbym się nieco do pierwszego aktu, o którym mowa. Jest stanowczo za długi, mimo licznych, coraz bardziej charakterystycznych dla filmów tego reżysera skrótów myślowych. Ponadto wykorzystane w nim motywy, jak np. "gadające głowy", trącą sfatygowaniem i w zasadzie można byłoby się bez nich obejść. Niemniej Nolan jest niezrównany w jeszcze jednej kwestii - zbierania powszechnie znanych czy to w popkulturze, czy w zwyczajnej codzienności idei oraz pomysłów, i nad wyraz zgrabnego wykorzystywania ich świetnie zbudowanego konglomeratu. W tym aspekcie "Interstellar" chyba najbardziej przypomina "Incepcję" - tam chodziło o sny, tutaj o elementy fantastyki naukowej. Ale o tym za chwilę...

W: Thriller ustępuje miejsca sensacji z chwilą dotarcia głównego bohatera do miejsca, w którym znajduje odpowiedzi na nurtujące nas od początku pytania. Tym razem jednak zmiana tempa nie wychodzi filmowi na dobre, bo choć w oczywisty sposób należało wyjaśnić widzom, co i dlaczego się dzieje, a także jak główne postaci zamierzają temu przeciwdziałać, to przyspieszenie akcji i migawkowe skakanie od jednej wikipedycznej odpowiedzi do drugiej nieco psuje zbudowany wcześniej nastrój napiętego wyczekiwania. A choć rolę mędrca w dobie kryzysu pełni Michael Caine, dalsza część jego aktorskiej kreacji znacznie bardziej przypadła mi do gustu. Z punktu widzenia psychologicznego realizmu nieco razi też reakcja całej grupy odnalezionych naukowców na spotkanie Coopera (Matthew McConaughey) po tak wielu latach – "Hej, kolego z bardzo dawnych czasów! Fajnie, że znalazłeś naszą super tajną bazę, może chcesz wziąć udział w naszym super tajnym eksperymencie?". Nie jest to jednak moment, w którym rozpocznę pokaz swojego czepialstwa, bowiem "Interstellar" nie daje ku temu zbyt wielu powodów. No, chyba że bardzo chcemy udowodnić, iż o lotach międzygwiezdnych wiemy więcej, niż sam Nolan pomimo otrzymywanych podczas produkcji korepetycji od NASA.

V: Ależ wcale nie chcemy! Nolan odwalił kawał dobrej roboty, konstruując scenariusz w aspekcie sci-fi. Bo co się tyczy mędrkowania, stawiania kawy na ławę i tłumaczenia naukowych niuansów za pomocą kartki i ołówka - ot, prawa kina mainstreamowego. Ale przebijają tu ambicje reżysera. Chciał stworzyć - to ważne i odpowiednie słowo - prawdziwy film science fiction; tzw. hard sf - utwór, który niejako wykorzysta "zdobycze" teorii nauki. "Interstellar" do pewnego momentu wręcz je eksploatuje. Ale najwięcej zyskuje na wartości właśnie wtedy, gdy Nolan wkracza na tereny nauce nieodkryte - tę istną ziemię niczyją między wiedzą a fantazją. Ponadto, jak słusznie zauważył Paweł Frelik, prezes stowarzyszenia Science Fiction Research Association, "science fiction to przede wszystkim sposób mówienia o tu i teraz, który w XXI wieku jest jedynym dyskursem kulturowym systematycznie odnoszącym się do wszystkich palących problemów naszego globu". Tego także w filmie nie brakuje.
Nolan podjął ryzyko - rzucił wyzwanie widzowi, zaufał otwartości jego umysłu. Szacun. To w końcu film wysokobudżetowy, choć jednocześnie kino gatunkowe. Niemniej wyniki box office'u świadczą o tym, że ryzyko opłaciło się.

W: Cała fantastyka naukowa przedstawiana na tym etapie jest dowodem odwagi twórców w tworzeniu koncepcji nowych planet, zjawisk i praw nimi rządzących, jak też staranności w ich prezentowaniu. Powstało już sporo opinii piętnujących Nolana za rzekomą nienaukowość, rakiety startujące we wnętrzach budynków czy inne filmowe mambo-jumbo, lecz osobiście postrzegam je jako wyraz frustracji krytyków pozbawionych pomysłu na recenzję lub dowód na to, jak dawno nie widzieliśmy na ekranach owego prawdziwego science-fiction w definicyjnym znaczeniu tego terminu. "Interstellar" zdecydowanie jest jednym z nich. Ukazywanie zjawisk teoretycznie znanych, a jednak dostępnych jedynie na kartach podręczników, jak czarne dziury, tunele czasoprzestrzenne, przedstawienie czasu jako fizycznej wartości, wyglądu i funkcjonowania innych planet itp. od zawsze fascynowało i niosło ze sobą ogromne ryzyko krytyki lub śmieszności. Nolan nie tylko atrakcyjnie przedstawia nam swoją wizję wszechświata, spektakularnie pokazując choćby wpływ bliskości czarnej dziury na pływy oceaniczne, ale niejednokrotnie wykazuje się wspomnianą nowatorską odwagą, tak ważną dla tego gatunku. Pomysł na wnętrze czarnej dziury – coś teoretycznie niemożliwego do zbadania, a zatem także zobrazowania - uzależnienie głównego wątku od zmian w funkcjonowaniu czasu, nieantropomorficzne roboty będące członkami załogi – kiedy ostatni raz widziałeś takie rzeczy?

V: Poniekąd w "2001: Odysei kosmicznej", a to już świadczy samo o sobie. Film Nolana koresponduje z arcydziełem Kubricka na wielu płaszczyznach. Oba różnią się jednak w kwestii zasadniczej - tym, o czym właściwie mówią. Twórca "Mechanicznej pomarańczy" pozostawił szerokie pole interpretacji poprzez nierozwiązaną tajemnicę. Nolan nie pozwala sobie na to, mówiąc wprost: miłość. To miłość jest siłą potężniejszą od mocy wszechświata, od teorii względności, od równoległych wymiarów - od wszystkich poruszonych w "Interstellar" zagadnień naukowych. To ona kieruje Cooperem w podróży przez czarną dziurę i podczas "pobytu" w hiperprzestrzeni. Naiwne? Owszem, jeśli przyjąć za takie kwestie prymarne. Za to na pewno bardzo nolanowskie. Poza tym - niejeden twórca nie tylko filmowy poległ na zabawach z czasem. Nolan wychodzi z nich obronną ręką. Sciencefictionowość "Interstellar" jest jego największym atutem. Niestety trochę gorzej z "przaśnością" scenariusza, o której powiem więcej niebawem.

W: Wraz z przeniesieniem akcji w przestrzeń kosmiczną następuje kolejna gatunkowa wolta – film z sensacyjnego staje się dramatem, na który składają się kolejno rozłąka z najbliższymi, niezrozumienie motywacji odchodzącego ojca przez zrozpaczoną córkę, ciężar misji spoczywającej na barkach załogi oraz bezkres kosmosu, będącego w równym stopniu tajemnicą, co więzieniem i zbiorem zagrożeń. Wszystkie te elementy fascynującego nas od zawsze wszechświata Nolan przedstawia nadzwyczaj sprawnie, atrakcyjnie i pieczołowicie. Montaż i dźwięk naprzemiennie pozwalają nam doznać głębi tej bezkresnej pustki, czy to detalem osadzonym w absolutnej ciszy, czy też szerokim ujęciem zilustrowanym przez fenomenalne, symfoniczne kompozycje Hansa Zimmera. Zarówno techniczne elementy filmu, jak i świetne efekty specjalne, ponownie wolne, acz nienudzące tempo akcji oraz gra aktorów tworzą prawdziwą podróż w nieznane, w której towarzyszymy im z pełną chęcią i zaangażowaniem.

V: Tak, do warstwy realizacyjnej filmu większych zastrzeżeń mieć nie można. Poza zdjęciami. Zmiana etatowego operatora z Willy'ego Pfistera na Hoytego Van Hoytemę nie wyszła na lepsze. Co dziwi, bo Van Hoytem ma już na koncie kilka naprawdę udanych obrazów. "Interstellar" sfotografowany jest natomiast monotonnie, powtarzalnie i bez polotu - czyli odwrotnie proporcjonalnie do roboty Pfistera przy poprzednich dziełach Nolana. Przy "Grawitacji" zaś nie ma nawet z czym stawać. Montaż - jak zawsze błyskotliwy w filmach Nolana, oparty na mieszaniu miejsca i czasu - owocuje kilkoma zajmującymi sekwencjami, zwłaszcza w drugim akcie. No i muzyka, najmocniejszy techniczny element filmu. Zimmer w końcu sięgnął w głąb swego talentu i zaprezentował zgrzebną klasykę industrialną, idealnie komponującą się z wydarzeniami przedstawianymi na ekranie, nie zaś autotematyczne wariacje, brzmiące niczym koturnowa suita na silnik parowozowy.

W: Pomimo wszystkich atrakcji właściwych dla takiego widowiska największym atutem filmu jest gra aktorów. Wszyscy odtwórcy ról pierwszego i drugiego planu nie tylko trzymają poziom, lecz nadają całej konwencji spójności, przez co wątki dotyczące spraw "pozostawionych" na Ziemi są równie istotne dla fabuły, co problemy związane z eksploracją nieznanej galaktyki. Zakres obserwowanego przez nas dramatu zmienia się z personalnego na globalny – w opowieść o nadziei, jej utracie wobec nieuchronnej porażki oraz o ulubionej przez Nolana refleksji, że nawet w obliczu największych wyzwań i zagrożeń ludzie – niestety – pozostają ludźmi i gdzie tylko się da wepchną kłamstwo, egoizm i manipulację. McConaughey, Anne Hathaway, Michael Caine, młodziutka Mackenzie Foy, a nawet użyczający głosu samobieżnej, pokładowej pralce Bill Irwin swoją grą nadają bohaterom, ich przeżyciom i działaniom autentyczności. A autentyczność w filmie o podróżach w czasie i przestrzeni to więcej, niż wielu mogłoby sobie wymarzyć.

V: Muszę się nie zgodzić. Autentyczność, owszem - ta w "Interstellar" trzyma się pewnie. Ale w najmniejszym stopniu budowana jest na grze aktorów. Bo najmocniej z całego towarzystwa, które raczyłeś wymienić, wypada ta nieobecna - moja ulubienica Jessica Chastain. I w moim odczuciu tylko w jej ustach patetyczne bon moty i łzawe komunały (coraz trudniej w przypadku nowego filmu Nolana mówić o dobrych dialogach; kto pamięta one-linery z "Mroczny Rycerz powstaje" chyba przyzna mi rację) zyskują na prawdziwości. McConaughey zaczyna się autoparodiować niczym Will Smith, Caine gra tę samą rolę co zawsze, Matt Damon (tak, on też się pojawia) jest równie drewniany jak zawsze, a na tyradzie Hathaway (swoją drogą kolejnej mojej ulubienicy) o rzekomym wpływie miłości na zaginanie czasoprzestrzeni (WTF?!?!!) po prostu parsknąłem śmiechem. Siłą filmu jest to wszystko, o czym mówiliśmy do tej pory - elementy fantastycznonaukowe. Owa zwyczajna jego część - nazwana przeze mnie "przaśną", bo najbliższa statystycznemu widzowi - pozostawia nieco (lub więcej) do życzenia. Jest mięcho, ale niewłaściwie doprawione.

W: Cóż, na widok Damona też zacząłem rozglądać się za Christianem Balem - kolejnym ulubieńcem reżysera - ale mnie ta "potrawa" i oprawa okazała się znacznie bardziej w smak. Jak wspomniałem na początku, po "Interstellar" nie spodziewałem się niczego konkretnego, a już z pewnością nie tego, co zobaczyłem w kinie. Po wszystkich gatunkowych przemianach film ostatecznie okazał się dojrzałą bajką o bardzo mocnym morale, którą oglądałem jak urzeczony, nawet kilkanaście minut po pojawieniu się końcowych napisów. Dzięki doskonałej narracji nie dłuży się ona nawet mimo niemal trzech godzin seansu, a bez większego problemu można by dodać jej jeszcze czwartą. Ogromnym jej atutem jest też zakończenie, podobnie jak większość filmu niespieszne, nierozciągnięte, pozostawiające furtkę naszym własnym domysłom na temat tego, co zdarzy się dalej. W świetle tego wszystkiego tym mocniej wybrzmiewa zilustrowana kulminacyjną sceną pointa Nolana, że nic we wszechświecie nie zakrzywia czasu równie mocno, co porządna, wciągająca opowieść. Za to, za odwagę reżysera i scenarzysty w jednej osobie, a także samego Warner Bros, które zainwestowało w ambitny, niesztampowy "blockbuster" – 8,5 / 10. Mam nadzieję, że kiedyś, gdzieś w innym czasie lub wszechświecie, spotkam pana Nolana i z wdzięcznością uścisnę mu rękę.

V: Nie dziwi mnie twój zachwyt nad "Interstellar" i szanuję go, bo to istotnie najlepszy film, jaki mieliśmy dotąd okazję wspólnie oceniać. Christopher Nolan jest perfekcyjnym rzemieślnikiem, ma do tego własną, zdeklarowaną wizję kina i konsekwentnie ją realizuje. Problem w tym, że ta optyka przestaje do mnie trafiać. Twórca doskonałych pod każdym względem "Prestiżu", "Mrocznego rycerza" i "Incepcji" wałkuje wciąż ten sam temat. Chwała mu, że potrafi za każdym razem ubrać go w nowatorską, frapującą formę, ale boję się, że w końcu przestanie to wystarczać. Z przekory i w ramach ostrzeżenia, ale i z wciąż tlącego się sentymentu do reżysera oraz za całokształt "Interstellar" - filmu niemal kompletnego, lecz pozostawiającego pewien niedosyt - wystawiam mu 6,5 / 10. Nolan, trzymasz poziom, ale opowiedz w końcu o czymś innym. Bo szału nie było. Szkoda, to jak dotąd twój najsłabszy film.
Projekt '13'

Polskie uniwersum postapokaliptyczne!

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #1 dnia: 04 Grudnia 2014, 18:31:27 »
Ah, ten film. Kiedy pojawia się temat tzw. "fantastyki naukowej" zawsze mam mieszane odczucia. Z jednej strony tego typu produkcje powstają rzadko i są poniekąd gatunkiem zagrożonym, ale z drugiej strony trzeba być także obiektywnym. W zasadzie zgadzam się tu z waszą oceną całości z jednym poważnym wyjątkiem. Ten film to nie Hard Science Fiction, jeśli już to raczej kwalifikuje się on na Space-punk. Co więcej co i rusz miałem uczucie że gdzieś poszczególne elementy widziałem i to w lepszym jako całość wydaniu. Mnie ten film mimo umiejętności reżysera nie zachwycił, niestety w filmie były widoczne liczne dziury i archaizmy, które w tym układzie akurat często nie miały uzasadnienia. Jakoś nie mogę mu więc dać więcej niż 5/10. Powstrzymam się też przed stwierdzeniem że przy produkcji Underworld również doradzali genetycy.

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #2 dnia: 05 Grudnia 2014, 04:26:57 »
Na temat udziału genetyków w Underworld nie mogę się wypowiedzieć, bo nic o tym nie wiedziałem, choć nie bardzo wyobrażam sobie, co takiego mieliby tam robić. Underworld był siekowym odnośnikiem do World of Darkness i w tym założeniu (przynajmniej w części pierwszej, jeśli chodzi o estetykę) sprawdził się nieźle. Jakkolwiek by się to nie miało do jakichkolwiek bredni o genetyce, nie wiem, czy istnieje tu płaszczyzna porównania między tym, a obrazem Nolana.

Rzecz kolejna - niby żadna różnica opinii o tym samym obrazku nie powinna mnie już dziwić po tym, jak parę dni temu mój brat ocenił zdeptaną przeze mnie na dwóję Godzillę na 9/10, argumentując to jak najbardziej rzeczowo. A jednak mimo wszystko dziwi mnie Twoja ocena, stawiająca Interstellar w jednym szeregu chociażby z takimi produkcjami, jak recenzowane przez nas wcześniej Niepamięć czy Na skraju jutra. Rozumiem, że dałeś po punkcie za montaż, zdjęcia, dźwięk, muzykę i efekty, a reszta do śmieci?

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #3 dnia: 05 Grudnia 2014, 12:09:27 »
Na temat udziału genetyków w Underworld nie mogę się wypowiedzieć[...]
Jakkolwiek by się to nie miało do jakichkolwiek bredni o genetyce, nie wiem, czy istnieje tu płaszczyzna porównania między tym, a obrazem Nolana.

Tylko taka że konsultacje u ekspertów o niczym nie świadczą. Interstelar jest tak samo daleko od naukowości jak Underworld i nie mówię tu tylko o czarnej dziurze, bo zakończenie to akurat dobra cześć filmu.

A jednak mimo wszystko dziwi mnie Twoja ocena, stawiająca Interstellar w jednym szeregu chociażby z takimi produkcjami, jak recenzowane przez nas wcześniej Niepamięć czy Na skraju jutra. Rozumiem, że dałeś po punkcie za montaż, zdjęcia, dźwięk, muzykę i efekty, a reszta do śmieci?

No cóż.. tak (możemy negocjować tu co najwyżej o jedno oczko). Doceniam ambicję projektu, ale mi to wyglądało bardziej na przysłowiowe "odhaczenie bingo" niż by Nolan miał faktycznie coś do powiedzenia. Zdecydowanie produkcje takie jak: Moon, Event Horizon, Grawitacja, czy Voices of a Distant Star (o odysei kosmicznej nie mówiąc, ale ta ma już swoje lata) robią to samo i to znacznie lepiej.

Veron

  • Gen. broni - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1550
  • Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś
    • Trzynasty Schron
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #4 dnia: 05 Grudnia 2014, 13:00:45 »
No dobrze, ale co owa nauka mówi o rzeczonej czarnej dziurze? To co wykracza poza ramy dowodu, to wizja Nolana i o tym wspominaliśmy.

Nie uważam, żeby Nolan powiedział coś nowego, ale za to jak wykorzystał to, co jest w - nazwijmy to - kanonie science, czy może bardziej: space fiction - ode mnie ukłon.
Projekt '13'

Polskie uniwersum postapokaliptyczne!

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #5 dnia: 05 Grudnia 2014, 15:53:25 »
No dobrze, ale co owa nauka mówi o rzeczonej czarnej dziurze?

Całkiem sporo, czarne dziury to nie magia. Nie muszę chyba wyjaśniać?

To co wykracza poza ramy dowodu, to wizja Nolana i o tym wspominaliśmy.

Jaka wizja? Jeśli mówisz o akcji "w czarnej dziurze" to akurat Nolan daje tu także alternatywne wyjaśnienie i dlatego końcówka jest w porządku. W zasadzie to tak myślę że mogę za nią podnieść o jeden punkcik, ale to nie jedyna dziura w całym filmie bo ten się od nich roi.

Nie uważam, żeby Nolan powiedział coś nowego, ale za to jak wykorzystał to, co jest w - nazwijmy to - kanonie science, czy może bardziej: space fiction - ode mnie ukłon.

Eeeeeeeee... :blk Jedynym kanonem w Science Fiction jest Science (w Soft SF czasem rezygnuje się z elementów Hard SF, by wymusić daną sytuację. Ale to wciąż nauka tyle że humanistyczna). A jeśli chodzi o Space-punk to jak widać rzecz gustu. Jak dla mnie można by to opowiedzieć znacznie lepiej, aktualnej (to nie do końca martwy gatunek) i w sposób który nie budził by wątpliwości, niemniej jeśli ktoś ma nostalgie do kina Sci-Fi z lat 80'tych wtedy to niczym go nie przekonam.

Edit:
I by była tego wszelka jasność wiem że (spoilery w tym do "Intercepcji" i "Życie Pi"):

Wszystko to co się wydarzyło w filmie może i w zasadzie pewnie jest halucynacjami po tym jak bohaterowi zepsuł się hibernator. Tyle że realizacja tak naprawdę tu kuleje. Dla przykładu życie Pi z początku zaczyna się realistycznie nastawiając nas tylko na filozoficzny klimat, gdy rzeczy niesamowite zaczynają pojawiać się na ekranie to pojawia się kontrast który może wychwycić uważne oko (naprawdę zaskoczyło mnie to że elementy które punktowałem jako błędy były umieszczone tam rozmyślnie) i na koniec wracamy do rzeczywistości kiedy to staje się jasne o co biega (albo jesteśmy jeszcze bardziej zdezorientowani jeśli jesteśmy niekumaci). W Intercepcji zaś teoria że nasz bohater znajduje się w śnie od samego początku ma sens w kontekście samej opowieści (o ile jest prawdziwa), tu zaś? Praktycznie nic na to nie wskazuje oprócz abstrakcyjności całego filmu, to jednak sprawia że nawet ta interpretacja wydaje się wymuszona. W zasadzie jedynie Cylinder O'Neilla na końcu sugeruje że istnieje alternatywa dla kolonizacji planet i tak naprawdę nigdy konieczności podroży międzygalaktycznych nie było, a więc i może samej podroży.
« Ostatnia zmiana: 05 Grudnia 2014, 16:55:53 wysłana przez Rezro »

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #6 dnia: 05 Grudnia 2014, 17:33:29 »
Czyli najbardziej rażąca, o ile dobrze rozumiem, dla Ciebie w całej produkcji była nie tyle gra aktorów, marny scenariusz czy słaba reżyseria, co nienaukowość rozumiana jako... co? Nie żebym zamierzał Ci wpierać bardziej pozytywną ocenę filmu, chodzi mi o skalę porównania. Np. na czym polega przewaga naukowości w warstwie "science-..." Horyzontu Zdarzeń nad Interstellar?

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #7 dnia: 05 Grudnia 2014, 22:53:40 »
Niezupełnie. Raczej chodzi o to że Interstelar nie trzyma się kupy. Z jednej strony rażąca nienaukowość i archaizmy przy ocenie filmu w kategoriach Hard Science Fiction (to nie 80'te), z drugiej strony brak widocznego przesłania czy idei socjo/politologicznej co by kwalifikowało film do Soft Science Fiction (bo to że misja była w sumie .................porażką.................. niewiele tu tak naprawdę zmienia), z trzeciej zaś nawet jeśli przyjąć subtelną interpretację (tą ze spoilera wyżej) to i tu brakuje sensownego ugruntowania czy podbudowy idei. W sumie to taki niespójny zbiór klisz który próbuje jeść z kilku koryt, na czym dobrze nie wychodzi.

A co do Event Horizon.. to film którego treścią są nieoczekiwane zagrożenie z jakim może się wiązać eksploracja kosmosu. Niby to staroć ale:
Zalety tego filmu tkwią w fakcie że przez znaczną większość jest to nudny generyczny film Sci-Fi, po czym nagle mamy z tyłka ostrego mindfucka którego nikt się nie spodziewa. A który wynika z obłędu jaki wywołuje oddziaływanie hiper-napędu, dodajmy całkowicie eksperymentalnego konstruktu o którego skutkach użycia niewiele tak naprawdę było wiadomo. Tu jak widać mamy konkretną myśl i konkretną historię do jej ukazania zmierzającą.

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #8 dnia: 05 Grudnia 2014, 23:44:28 »
Ok, jeśli znajdziecie wolne 40 minut, polecam ten film:



A także kwestię do przemyślenia, na jakiej płaszczyźnie różni się w naukowości (lub jej braku) produkcja fantasy taka, jak Interstellar od produkcji takiej, jak Cylinder van Troffa ;)

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #9 dnia: 06 Grudnia 2014, 12:09:53 »
Ok, jeśli znajdziecie wolne 40 minut, polecam ten film:

No I? Coś czego bym jeszcze nie wiedział? Czy ja gdzieś nie napisałem że film korzysta z klisz gatunku? Problem leży w tym że robi on to w nieudolny sposób. Klocki po prostu do siebie nie pasują i to własnie ludzie cały czas krytykują. By była wszelka jasność, tu nie chodzi tylko o czarne dziury i wormhole bo tu można teoretyzować, ale o inne liczne błędy przewijające się przez cały film. Pierwsze z brzegu? Dlaczego nie wysłano sąd do wstępnych badań, tym bardziej skoro mają komunikację? Dlaczego prom startuje z ziemi za pomocą rakiety, skoro później może startować bez tego? Skoro szukają planety typu ziemskiego, to w ogóle nie ma sensu lądować na planetach bez należytej atmosfery. Dlaczego nie zbudowano stacji habilitacyjnych, przed szukaniem innej planety skoro to naturalna droga do tego, a zarazem rozwiązane dla problemu z filmu? Gdzie się podziała cybernetyka? Jedynie lata 80'te są tu wymówką, bo wtedy ten koncept dopiero się rozwijał ale dziś już nie ma odwrotu, bo to technologia wielokrotnie łatwiejsza niż podróże kosmiczne. Czy oni w ogóle latają z prędkością bliską prędkości światła? Z dyskusji o dylatacji czasu wynika że tak, ale prymitywizm promu oraz trajektoria jego lotu nie podtrzymują tej tezy. Warmhole nie powodują dylatacji bo to droga na skróty, a nie faktyczne szybsze poruszanie się niż światło. Itd. Itp. Ixyz.

A także kwestię do przemyślenia, na jakiej płaszczyźnie różni się w naukowości (lub jej braku) produkcja fantasy taka, jak Interstellar od produkcji takiej, jak Cylinder van Troffa ;)

Od takiej że to drugie jako Soft SF ma przesłanie? No i jest z lat 80'tych?

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #10 dnia: 07 Grudnia 2014, 03:26:33 »
Cytuj
No I? Coś czego bym jeszcze nie wiedział?

Nie wiem, Rezro, nie oceniam a priori Twojego poziomu wiedzy z zakresu astrofizyki i mechaniki kwantowej ;) Oceniając zaś swój, jakikolwiek by on nie był, stwierdzam właśnie, że bez względu na posiadaną wiedzę nie siadałbym w pozycji krytyka-eksperta od poruszanych na ekranie spraw, choćbym nawet miał do tego mandat. Na rozmaite Twoje, naturalnie stawiane "dlaczego to lub tamto" mógłbym odpowiadać swoimi "zapewne dlatego, że", opartymi na domysłach równie sprawdzalnych i racjonalnych, jak cała koncepcja. Wydaje mi się jednak, że siadanie do kina tego typu z nastawieniem mającym na celu uzyskanie od reżysera wyjaśnienia, jakim prawem garnitur Bonda nigdy się nie gniecie, bez względu na racjonalność takich wątpliwości, sprawia, że sami okradamy się z przyjemności, zabawy, konwencji spektaklu, w którym obie strony godzą się na pewne zasady i uproszczenia.

Gotów jestem założyć się, że nie istnieje żaden film, którego nie da zdemolować się pytaniami "po co", "dlaczego" i "w jaki sposób". To, czy tych pytań zadajemy więcej, czy mniej (poza przypadkami rażącej głupoty i ordynarnego niedbalstwa, wyrażającego brak szacunku dla wiedzy i inteligencji widza, z czym tu nie mieliśmy raczej do czynienia), to już kwestia gustu i właśnie koncentracji uwagi na takim a nie innym elemencie zabawy. Cylinder van Troffa swoje przesłanie miał, zgodzę się całkowicie. Całkowicie nie zgodzę się, że w odróżnieniu od Interstellar - dla mnie to przesłanie było czytelne i mocne, bez wdawania się w dalsze analizy - i to też kwestia gustu. Nie rozumiem natomiast do końca argumentu "To było w latach 80tych!". Ja też lubię Bruce'a Springsteena, ale bez przesady :P Czy chodzi więc o nadrzędność tego okresu w tym gatunku literatury nad innymi, czy o większą dozę tolerancji względem ówczesnych niedociągnięć naukowych, rozpatrywanych z dzisiejszej perspektywy?

Czy jedynym sposobem na poluzowanie przez nas nerwów odpowiadających za rzeczową i merytoryczną krytykę podobnych kwestii w kinie tego gatunku byłoby pisanie scenariuszy i kręcenie filmów s-f przez Stephena Hawkinga lub Michio Kaku? Czy wtedy moglibyśmy usiąść wygodnie, wyluzowani, z myślą "No, teraz na pewno wszystko jest ok, mogę oglądać film, a nie punktować dziury w całości"? A skoro już o tym mowa, wszak również z Hawkingiem, obecnym również na planie, konsultowano to i owo. Co zaś się tyczy pana Kaku, zapytajmy zainteresowanego:

http://cbsn.cbsnews.com/?id=fjIWVjQ_C2QP1t18WC4mpOc_DJH_2FD5

Wydaje mi się, że właśnie w tym rzecz - nie w ocenie "Tak! Ten film JEST naukowy, bo w kosmos polecieli z ołówkami etc., etc.!", ale w pewnych priorytetach. Michio Kaku może śmiać się z x elementów, które dla niego jako fizyka są niedorzeczne, nieścisłe czy po prostu błędne (choć żadnego z nich nie punktuje otwarcie, a mógłby bardziej, niż ktokolwiek inny), a zarazem uznawać ten film za bardzo dobry WŁAŚNIE JAKO S-F, z perspektywy fana s-f.
« Ostatnia zmiana: 07 Grudnia 2014, 03:29:54 wysłana przez Wiktul »

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #11 dnia: 07 Grudnia 2014, 12:00:07 »
Wydaje mi się jednak, że siadanie do kina tego typu z nastawieniem mającym na celu uzyskanie od reżysera wyjaśnienia, jakim prawem garnitur Bonda nigdy się nie gniecie, bez względu na racjonalność takich wątpliwości, sprawia, że sami okradamy się z przyjemności, zabawy, konwencji spektaklu, w którym obie strony godzą się na pewne zasady i uproszczenia.

Otóż.. zgadzam się, ale mój problem leży gdzie indziej, tj. nie czuję czym chce być ten film? Jak dla mnie Nolan próbował zrobić film o wszystkim po trochu w skutek czego zrobił film o niczym. Czasem dezorientacja widza jest dobra, ale tu prowadziła tylko punktowania dziur jak przyszła potrzeba ogarnięcia co i jak.

Nie rozumiem natomiast do końca argumentu "To było w latach 80tych!". Ja też lubię Bruce'a Springsteena, ale bez przesady :P Czy chodzi więc o nadrzędność tego okresu w tym gatunku literatury nad innymi, czy o większą dozę tolerancji względem ówczesnych niedociągnięć naukowych, rozpatrywanych z dzisiejszej perspektywy?

To drugie. W tym okresie miał miejsce schyłek ery kosmicznego wyścigu i popularyzacja cyberpunku. Tematyka kosmiczna wciąż była chodliwym tematem, a szersza publiczność nie miała okazji zapoznać się jeszcze z wnioskami płynącymi z rozwoju cybernetyki. Dziś już wiemy nie tylko że cybernetyka jest przyszłością.. jest faktem. Jeśli nie robimy space opery wypada uznać istnienie tego szczegółu.

Czy jedynym sposobem na poluzowanie przez nas nerwów odpowiadających za rzeczową i merytoryczną krytykę podobnych kwestii w kinie tego gatunku byłoby pisanie scenariuszy i kręcenie filmów s-f przez Stephena Hawkinga lub Michio Kaku?

Nie. Cenię tych panów jako popularyzatorów nauki ale niekoniecznie jako reżyserów. Poza tym nie neguję istnienia Soft SF i faktu że można poluzować standardy Hard SF po to by omówić jakieś zagadnienie. No ale właśnie.. czym jest Interstelar? To taki w połowie tort, a w połowie pizza. Widać ludzie są na tyle głodni że nie robi im to różnicy, choć jak dla mnie taki Moon bije Interstelar pod każdym względem.

Wydaje mi się, że właśnie w tym rzecz - nie w ocenie "Tak! Ten film JEST naukowy, bo w kosmos polecieli z ołówkami etc., etc.!", ale w pewnych priorytetach. Michio Kaku może śmiać się z x elementów, które dla niego jako fizyka są niedorzeczne, nieścisłe czy po prostu błędne (choć żadnego z nich nie punktuje otwarcie, a mógłby bardziej, niż ktokolwiek inny), a zarazem uznawać ten film za bardzo dobry WŁAŚNIE JAKO S-F, z perspektywy fana s-f.

Jeśli ktoś jest fanem fanserwisu ??? Ja też lubię nawiązania, ale nie jest to dla mnie priorytet i dla tych bardziej miejsce jest w Space Operze. Zresztą jest w tym filmiku który podałeś sentencja która chyba rozwiązuje konflikt. Tak, jeśli uznać film za Space Operę bez przesłania i z nastawieniem jedynie na akcję, to fakt że jest ona wyjątkowo realistyczna jak na brak standardów tego podgatunku. Co z tego że Moon to znacznie lepsze kosmiczne SF, a Grawitacja znacznie bardziej intensywny film jeśli chodzi o akcję i to także w kosmosie.. ale nie ma tam podróży kosmicznych i piu-piu! Przygoda i romans.. eee.. tego też nie ma. Ale jest podroż kosmiczna i to bez zaawansowanej technologii! Sentyment chyba zaślepia tu ludzi.. :/

Veron

  • Gen. broni - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1550
  • Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś
    • Trzynasty Schron
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #12 dnia: 07 Grudnia 2014, 13:12:39 »
Ale co Ty z tym brakiem przesłania, Rezro? Przesłanie jest klarowne - miłość... (i tu dokończ sobie dowolnym cytatem z popkultury) ;D
Projekt '13'

Polskie uniwersum postapokaliptyczne!

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #13 dnia: 07 Grudnia 2014, 15:24:27 »
Eee.. it does not compute :trm.

Tak, był taki pomniejszy wątek, ale czy to było przesłanie filmu? Pomijając już że było by to mało "science" to końcówka w żaden sposób nie wiąże się z tym "nadprzyrodzonym" wątkiem który nic nie wnosi, bo go po prostu znaleźli za hibernowanego w kosmosie lata później. W zasadzie to byłbym wstanie wskazać kilka takich potencjalnych przesłań, ale żadne z nich nie był na tyle silne by pociągnąć film.. tu pojawia się pewnie rzecz gustu, ale nie bez powodu podałem "Voices of a Distant Star" (to anime) gdzie ten wątek rozegrano perfekcyjnie, faktycznie koncentrując się na relacji a nie na fajerwerkach. Pomijając nawet to że głównym targetem filmu są nerdzi.............. to tak naprawdę facet był dupkiem porzucając rodzinę bez jasnego powodu, jego rodzina czuje tu raczej gorycz z powodu porzucenia z umierającą farmą na głowie, a facet ocknął się z ręką w nocniku jak załapał że to podroż bez powrotu.. taaa. Miłość wszystko wybaczy... nawet nie machnęli się by pokazać jego spotkanie z córką po tylu latach.
« Ostatnia zmiana: 07 Grudnia 2014, 15:43:31 wysłana przez Rezro »

Veron

  • Gen. broni - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1550
  • Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś
    • Trzynasty Schron
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #14 dnia: 07 Grudnia 2014, 19:14:26 »
Nie zgodzę się. To jest wątek kluczowy, wokół którego zbudowana jest cała fabuła. Dokładnie identycznie jak w Prestiżu i Incepcji.

I jak to nie? Oczywiście, że było takie spotkanie :)
Projekt '13'

Polskie uniwersum postapokaliptyczne!

Adam

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 479
    • Szepczący w ciemności
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #15 dnia: 07 Grudnia 2014, 23:09:46 »
Cytuj
Michio Kaku może śmiać się z x elementów, które dla niego jako fizyka są niedorzeczne, nieścisłe czy po prostu błędne (choć żadnego z nich nie punktuje otwarcie, a mógłby bardziej, niż ktokolwiek inny), a zarazem uznawać ten film za bardzo dobry WŁAŚNIE JAKO S-F, z perspektywy fana s-f.
Tylko jest jedna, podstawowa różnica - Kaku wie o czym mówi i jest na tyle pewny siebie, że nie musi punktować fizycznych nieścisłości w filmie czy arbitralnie decydować o jego gatunku, żeby sobie swoją wiedzę udowodnić.

Sam film, pewnie ma swoje głupoty, pomijając największą, jaką jest zakończenie, i raczej nie zmienię zdania na ten temat, ale akcja wystarczająco odciągała moją uwagę, żeby mnie to nie obchodziło. I jak dla mnie to jeden z  lepszych filmów jakie widziałem i zdecydowanie jestem bardziej po stronie Witkula niż Verona, choć jego punkt widzenia rozumiem. Słowem - jak ktoś nie był w kinie, to niech idzie.

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: "Interstellar"
« Odpowiedź #16 dnia: 08 Grudnia 2014, 10:50:21 »
Nie zgodzę się. To jest wątek kluczowy, wokół którego zbudowana jest cała fabuła. Dokładnie identycznie jak w Prestiżu i Incepcji.

A ja mogę twierdzić że przesłaniem filmu jest ryzyko i koszt podróży kosmicznych, w którym nie zawsze docenione zostaje nasze poświęcenie. No i powołując się na Incepcję, również to że całość dzieje się w umyśle wybudzanego z hibernacji astronauty. I wiesz co? Obaj możemy mieć rację, bo jak powiedziałem od początku ten film to takie nie wiadomo co? Aż mi się nasuwa porwanie do Evangeliona, gdzie ludzie również myślą że jest w serii więcej niż faktycznie jest.

I jak to nie? Oczywiście, że było takie spotkanie :)

O ile pamiętam off screen.

Tylko jest jedna, podstawowa różnica - Kaku wie o czym mówi i jest na tyle pewny siebie, że nie musi punktować fizycznych nieścisłości w filmie czy arbitralnie decydować o jego gatunku, żeby sobie swoją wiedzę udowodnić.

Co wnosi do dyskusji.. absolutnie nic. My tu nie mówimy o Kaku, tylko o filmie o którym Kaku powiedział że to nie jest typowa Space Opera..

I jak dla mnie to jeden z  lepszych filmów jakie widziałem i zdecydowanie jestem bardziej po stronie Witkula niż Verona, choć jego punkt widzenia rozumiem.

Tyle że oni powiedzieli że to jeden z najsłabszych filmów Nolana z czym akurat też się zgadzam. Ja jednak oceniam ten film nieco gorzej niż oni i to nie z powodu braku realizmu, ale w mojej ocenie braku struktury. Mimo wszystko jeśli ten film ci się podobał to o gustach nie ma co dyskutować.