Wobec siebie? Za najdrobniejsze wykroczenia? To byłoby, cóż... Sporą przesadą i absurdem. Na tyle mnie to zaskoczyło i zbulwersowało, że aż musiałem odpowiedzieć. To raczej oczywiste, że gdy mówimy o karze śmierci, to mówimy o czyjejś śmierci, nie swojej. A przestępca nie powinien decydować o swoim losie, on już podjął swoją decyzję, czy popełnić zbrodnię, czy nie.
Oczywiście rozumiem, że to była ironia, ale nie do końca widzę jej sens.
Pamiętam, że Cejrowski kiedyś powiedział fajną rzecz na temat kary śmierci, że powinno to wyglądać tak, że informacja o tym, czy jest się za karą śmierci, powinna być wpisana w dowodzie osobistym i gdyby taka osoba została pokrzywdzona, na przykład zabita, na takim przykładzie to było i by się okazało, że była za karą śmierci, to sprawcę zbrodni spotykałaby kara śmierci. Jeśli byłby przeciwko - nie.
O i to jest kompromis! Czyż nie?