Autor Wątek: reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'  (Przeczytany 3739 razy)

Veron

  • Gen. broni - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 1550
  • Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś
    • Trzynasty Schron
reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'
« dnia: 02 Października 2013, 18:45:10 »

Trzeba uczciwie przyznać, że recenzowane dotychczas filmy w ramach cyklu reVieW - wspólnej inicjatywy Trzynastego Schronu i GameExe - nie należały do wyróżniających się. Jak sprawa będzie się miała z granym jeszcze na ostatnim oddechu "Elizjum", filmem twórcy znakomitego skądinąd, nominowanego do Oscara "Dystryktu 9", jednego z najlepszych filmów w klimatach ostatnich lat? Zapraszamy do lektury.

*

Wiktul: Matt Damon nie jest twardzielem. Nawet w roli Jasona Bourne'a był bardziej chłodną maszyną do zabijania, niż typowym "badassem", zwłaszcza w zestawieniu z podobną, w założeniu, kreacją Schwarzennegera. Kiedy ujrzałem wielki plakat z łysym, uzbrojonym po zęby i wytatuowanym po szyję aktorem, pomyślałem, że coś mi tu nie gra. Gdy następnie zobaczyłem, że produkcja reklamowana jest najgorszym z możliwych schematów pt. "Oto film kogoś, kto kiedyś nakręcił lepszy - zapraszamy!", wiedziałem, że może być niedobrze. Pomny wcześniejszych doświadczeń z "Niepamięcią" i "After Earth", postanowiłem jednak zaufać Veronowi, bo to on tym razem wybierał obiekt naszych wymądrzań.

Veron: Ja natomiast, wybierając film "Elizjum" do wspólnej recenzji, zaufałem właśnie nazwisku jego reżysera. Neill Blomkamp i jego "Dystrykt 9" był jednym z największych filmowych zaskoczeń 2009 roku. Znakomite science-fiction, jedno z najbardziej godnych uwagi od co najmniej kilku - jeśli nie kilkunastu - lat. Ostatnie dzieło filmowca rodem z Republiki Południowej Afryki nosi wszelkie znamiona szablonu filmu, który tak trafnie opisałeś. Osobiście nazwałbym to "syndromem filmu podebiutanckiego" - rewelacyjny debiut przełożył się na gigantyczny budżet (ok. 115 mln dolarów), parę pierwszoligowych nazwisk w obsadzie i znaczny spadek jakościowy.

W: Ech... Veron, Veron... Widzisz, co narobiłeś? Dotąd myślałem, że w tym roku kino pseudo-fantastyczne nie pogrąży mnie w jeszcze głębszym facepalmie poziomem prezentowanej sztampowości i bezmózgowia. A tu proszę: zniszczona Ziemia, złomiarskie zgliszcza, wszechmocna, demoniczna fabryka Gillette'a, zrzeszająca wszystkich wyrzutków postapokalipsy przy wielkiej taśmie produkcyjnej, której efektem są zastępy bezdusznych robotów. Bezduszne roboty biją biednych, niewinnych ludzi, źli ludzie mordują bezbronne kobiety i chore, słodkie dzieci, a nad wszystkim góruje monolityczna stacja kosmiczna, na którą "ci lepsi" uciekli do "tego lepszego" świata. Oryginalniejsze tym bardziej, że za sterami wielkiej tratwy siedzi straszliwa Jodie Foster, która, popijając espresso, bez mrugnięcia okiem ogląda relację z kierowanej przez siebie akcji mordowania nielegalnych uchodźców z Ziemi. Nadmienię, że jest tam dużo kobiet, dzieci i bezdusznych robotów. Druzgocące...

V: Racja, "Elizjum" aż roi się od szablonowych rozwiązań. A jednak mi oglądało się film Blomkampa całkiem nieźle. Skłamałbym jednak mówiąc, że patrzyłem na wszystko ze znikomym zaangażowaniem. Dwa, może trzy razy reżyser autentycznie wciągnął mnie w akcję. Akcję, trzeba dodać, porządnie sfilmowaną. Chaos jest tylko pozorny, kamera, choć - ujmijmy to - niestabilna, wie, co najlepiej wyeksponować, na czym skupić uwagę widza. Do tego dochodzą naprawdę solidne efekty specjalne. To przypadło mi do gustu także w "Dystrykcie 9" - futuryzm jest w kinie Blomkampa naturalną częścią rzeczywistości. Nie dziwi nas lewitujący w tle pojazd czy droid przeprowadzający przesłuchanie. Jeszcze jedna pozytywna rzecz - niejako powiązana z owym przyszłościowym aspektem obrazu - to świetna scenografia, przynajmniej ta "ziemska".
A fabuła? No cóż, nie ma w "Elizjum" niczego, czego nie uświadczylibyśmy już wcześniej. Należy uczciwie przyznać, że film Blomkampa jest w tej materii w dolnych rejonach przeciętności. Nie przekonują zwłaszcza zwroty akcji, na które reżyserowi - i scenarzyście jednocześnie - chyba brakło pomysłów. Idzie wyraźnie na skróty, byle tylko pchnąć do przodu tę pospolitą opowieść o wydumanym everymanie niedalekiej przeszłości, który próbując ocalić siebie, ratuje przy okazji całą ludzkość.

W: Wiesz, Veron... Chyba zespoilowaliśmy film. Może i lepiej, bo dzięki temu unikniecie tego, na co ja pozwolić sobie nie mogłem - oglądania "Elizjum" (w ogóle lub...) do końca. Już po 30 minutach niespełna dwugodzinnego seansu miałem serdecznie dość oglądania tych samych schematów, które wykorzystano po tysiąckroć w niezliczonych produkcjach tego samego typu. Małomówny, wpadający w tarapaty bohater, z marnym skutkiem usiłujący demonstrować sobą jakąś tajemniczość. Pozbawiony sensu wątek miłosny, istniejący tylko jako pretekst dla wyskakującego z pudełka diabła, w postaci brodatego, szalonego (a jakże!) mordercy...

V: Pozwolę sobie wejść Ci w słowo. Akurat ów brodaty antagonista, o nazwisku Kruger, jest chyba jednocześnie najbardziej barwną postacią "Elizjum", mimo że napisaną gruuubą krechą (ale który z bohaterów taki nie jest?...). Do tego z werwą zagrany przez Sharlto Copleya, niewątpliwą gwiazdę "Dystryktu 9" i nowej "Drużyny A".

W: Może i tak, ale on z kolei jest tylko pretekstem do finałowego starcia z głównym bohaterem. Gdzieś w tle przewija się wspomniana wcześniej chora dziewczynka, której ratunek okazuje się niezrozumiale powiązany z równie niezrozumiałym wątkiem ratowania ludzkości przed kobietą w szarym garniturze. Mamy też przybrudzonych gangsterów, dających protagoniście propozycję nie do odrzucenia, prezentację zabawek rodem z "Bonda", absolutnie nijaki, niezagospodarowany świat i - to chyba jakaś najnowsza moda - kino s-f bez science-fiction. Coś tam się kręci w kosmosie, bo tak. Ktoś tam strzela rakietami ziemia - powietrze do stateczku, który od tak pokonuje atmosferę, dostarczając do tytułowego Elizjum grupę uchodźców (z dużą ilością kobiet i dzieci). Tak jak w dwóch wcześniej recenzowanych przez nas filmach, nikt nie zadaje sobie trudu stworzenia czegokolwiek poza akcją i scenami mającymi wywołać w nas oburzenie lub odrazę. Te zaś, stwierdzę dość bezlitośnie, aż szeleszczą kartkami z "Podręcznika domorosłego scenarzysty".

V: Istotnie, jednak sam pomysł na taką, a nie inną wizję przyszłości jest może mało oryginalny, ale zawsze - przynajmniej według mnie - warty zastanowienia. "Raj nad ziemią" kierowany przez program komputerowy, nie człowieka, plus Ziemia zniszczona po prostu, bez jakiejś konkretnej przyczyny - temat godny dyskusji. Bezrefleksyjne, żeby nie powiedzieć bezmyślne poleganie na technologii, sukcesywne zaprzepaszczanie człowieczeństwa przez samego człowieka może wcale za niedługo - akcja rozgrywa się w roku bodaj 2154 - doprowadzić, już nie nas, ale nasze potomstwo na skraj. Postapokalipsa w "Elizjum" jest smutna przez swoje prawdopodobieństwo. To pozytyw. Tytułowa stacja kosmiczna to jednak wytwór całkowicie filmowy. A szkoda.

W: Zdaje się, że obaj mocowaliśmy się z "Elizjum" niczym pies z jeżem. Moje oczy i poczucie smaku zostały już wystarczająco podziurawione kolczastą nijakością, powtarzalnością oraz ogólną antykoncepcją tej produkcji, dlatego przejdę do szybkiej oceny. Co odróżnia "Elizjum" od "Niepamięci"? Film z Cruisem przez pierwsze pół godziny rokował nadzieje na coś względnie ciekawego. Recenzowany tu obraz raził mnie już od początku, choć ze wszystkich sił biczowałem się po twarzy myślami "nie-oceniaj-po-okładce", "nie-oceniaj-na-starcie". Więc czekałem, co będzie później. A później było tylko gorzej. Różnice "Elizjum" - "After Earth"? W tym pierwszym wystąpiło (bo nawet nie zagrało) dwoje znanych aktorów więcej. To drugie było nudniejsze o tyle, że mniej było wybuchów, krzyków i hałasu. To kolejne cechy charakterystyczne filmu z Mattem Damonem - dużo brudu, chaosu i dźwięków, które usiłują wpleść nieco akcji w bezładną bieganinę aktorów. Efekty - znacie mnie już chyba na tyle, by wiedzieć, że ciężka tu ze mną sprawa i "Elizjum" nie zaimponowało mi niczym. 3 punkty z 10 i 2 godziny zmarnowane z życia. Apage.

V: Nie będę tak bezwzględny. Daję 5,5/10. Plusy i minusy mniej więcej się równoważą. "Elizjum" to niezła dystopia zepsuta przez schematyczność, w której cienka fabuła i nieporywające aktorstwo ściera się z porządną oprawą audiowizualną i zawsze aktualnym przesłaniem. Ale mimo wszystko nieco lepsza od "Niepamięci". Czuć jednak brak Petera Jacksona, który trzymał artystyczną pieczę nad "Dystryktem 9". Oby w kolejnych filmach Neill Blomkamp powrócił do dobrej formy z debiutu. Do weryfikacji.
Projekt '13'

Polskie uniwersum postapokaliptyczne!

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'
« Odpowiedź #1 dnia: 03 Października 2013, 14:50:54 »
Kiedy zobaczyłem trailer z filmu to skojarzył mi się od razu Megaman Zero (podobna tylko lepsza fabuła) i zauważyłem że stosowane przez bohaterów egzoszkielety nie mają sensu.. oby nie dawały one jakichś śmiesznych supermocy, bo egzoszkielety jedynie redukują obciążenie i nie są wstanie przyspieszyć ruchu mięśni, a więc ich celem jest zwiększanie siły=cięższy pancerz i niewiele więcej.. a pancerza brak.. WTF?

Cytuj
wszechmocna, demoniczna fabryka Gillette'a, zrzeszająca wszystkich wyrzutków postapokalipsy przy wielkiej taśmie produkcyjnej, której efektem są zastępy bezdusznych robotów.

Tylko nie mówcie mi że powtórzono bzdurę z Pamięci Absolutnej (tej nowej), w której to ludzie z niewiadomych powodów składają roboty? Wyzysk mas nie jest problemem przyszłości, w przeciwieństwie do wyzysku będącego skutkiem braku pracy (wspominałem już o odwróconym Metropolis?).

Cytuj
to chyba jakaś najnowsza moda - kino s-f bez science-fiction.

Mówiąc "nowa" masz na myśli lata 50'te? Ale zakładam że wiesz o Science Fantasy i Space Operze, więc zapewne ci chodzi że filmy stricte Science Fistion (lub przynajmniej tak reklamowane) które leżą i kwiczą. Ale to nie tylko problem przedkładania stylistyki nad pomysł, tylko większego kryzysu w samym gatunku i problem z załapaniem przez wielu pisarzy zagadnienia cybernetyzacji i skutków z tego wynikających w przyszłości (tj. inaczej niż tylko "zło"). Ludzie wciąż postrzegają człowieka i maszynę jako osobne elementy, a nie tędy droga!

Tak czy siak, zastanawiałem się czy obejrzeć ten film i jak widzę nie warto..

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'
« Odpowiedź #2 dnia: 03 Października 2013, 18:13:37 »
Nie warto. Czy też raczej - warto nie obejrzeć :) Co zaś się tyczy mojego pytania o "nową" modę anty s-f, to owszem, nie historii gatunku fantastyki naukowej i kosmicznej opery mówię, lecz właśnie o osłabiającej tendencji filmów ostatnich lat, a zwłaszcza bieżącego roku, który wraz z Veronem wzięliśmy na warsztat. Ktoś z jakichś niewytłumaczalnych... Nie, wytłumaczalnych, ale skrajnie nieakceptowalnych powodów stwierdził: "Doooooobra, przecież wiadomo, że musi być dużo czarnej pustki z gwiazdkami, parę wyciętych z szablonu statków i najlepiej coś laserowego, a potem - bach! Mamy sensacyjne kino akcji s-f!". Goddamnit, wszak to już "Zagubieni w Kosmosie", będący mimo wszystko kinem familijnym, prezentowali o wiele większy poziom abstrakcji, oryginalności i angażowania widza w to, co tworzono na zasadach tytularnego gatunku. To naprawdę nie musi być tak, że historia s-f dzieli się na przed i po Lucasie, a ktoś najwyraźniej usiłuje sam o tym zapomnieć.

Rzecz w tym, że choć ja to wiem, Ty to wiesz, Veron wie i jeszcze wielu ludzi ze Schronu czy GE również wie, to znacznie więcej ludzi znacznie młodszych / mniej oczytanych (ogladąnych?) w tej materii już niekoniecznie. A to stwarza wielkie pole do "popisu" dla tych właśnie "scenarzystów", którzy takim prostackim schematem chcą zaszczepić nam apetyt na podobne przejawy umysłowej impotencji.

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'
« Odpowiedź #3 dnia: 04 Października 2013, 09:26:48 »
Ja proponuje się tym nie przejmować bo kiepskie filmy określane jako SF zdarzały się zawsze (i nie mówię tylko o Lucasie bo on nie twierdził że to kino SF i tak też się już tego nie klasyfikuje), a ostatni wysyp filmów stylizowanych na SF to pewnie przejściowa moda powtarzająca się zresztą co kilka lat (tyle że dawniej popcorn'owe SF było zabawniejsze i miało sporo akcji, w czym tkwi problem bo dziś tej nie ma). Gorzej że ostatnie dobre SF jakie pamiętam to był The Moon, a i tu nie powiem że było on oryginalny. W całej tej sprawie muszę stanąć w obronie reżysera w tym że District 9 też nie był tak naprawdę filmem SF, a historią o apartheidzie w którym murzynów zastąpili stereotypowi kosmici by nadać sprawie perspektywę i dlatego też był on na swój sposób oryginalny. Ale elementy SF? Zero, bo sama obecność UFO i kosmitów to jeszcze nie SF. Widać mamy tu typowy przypadek "syndromu debiutanta" i przypisaniem autorowi łatki która mu się nie należy.
« Ostatnia zmiana: 04 Października 2013, 10:11:14 wysłana przez Rezro »

Wiktul

  • Sojusznicy 13S
  • *
  • Wiadomości: 56
Odp: reVieW - recenzja dwuportalowa: 'Elizjum'
« Odpowiedź #4 dnia: 04 Października 2013, 20:14:49 »
A to jeszcze smutniejsza tendencja, o której przekonaliśmy się poprzednio, przy okazji "After Earth"... -_-