Żołnierz polskich sił specjalnych, w porównaniu do jego kolegów w większości krajów europejskich i USA, zarabia grosze - nawet do 10-ciu razy mniej. W całej Europie tylko dwa kraje - Albania i Mołdowa - swoich komandosów opłacają gorzej od nas. Mamy także znacznie gorszy system szkoleń i fatalną jakość wyposażenia. Nic dziwnego zatem, że wielu tego typu żołnierzy kończy karierę szybko i otwiera własny biznes, szkoląc przykładowo ochroniarzy ludzi i mienia.
100 tysięcy dolarów plus wysokie premie za udane akcje - na tyle rocznie
co najmniej może liczyć żołnierz amerykańskiej jednostki Delta; pensja żołnierza brytyjskiej SAS zaczyna się od 11 tysięcy funtów miesięcznie. Polski komandos z niewielkim doświadczeniem może liczyć na 5600 złotych brutto (czyli około 3500 zł na rękę), będąc jednocześnie w stałej gotowości do podjęcia akcji z narażeniem życia. Wychodzi na to, że polski żołnierz sił specjalnych zarabia czasem mniej w ciągu całego roku, niż jego kolega z innego państwa - w tym samym przecież NATO - miesięcznie.
Pieniędzy często brakuje także na sprzęt, zwłaszcza po ostatnim kryzysie gospodarczym. Żołnierze nie mogą przeprowadzać efektywnych szkoleń i ćwiczeń, gdyż brakuje im amunicji. Dowództwo Wojsk Specjalnych alarmuje o tym fakcie rząd, ale odzewu nie ma. Milczenie MON oznacza jedno - radźcie sobie sami.
Poza brakiem pieniędzy mają miejsce także braki kadrowe. W skład Wojsk Specjalnych RP wchodzą trzy jednostki:
GROM,
Formoza i
1. Pułk Specjalny Komandosów z Lublińca. Czwarta -
Jednostka Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych z Krakowa - docelowo odpowiadająca za transport i zaopatrzenie, jest w fazie powstawania. Liczebność tych jednostek wynosi nieco ponad 2000 żołnierzy, przy czym wielu z nich uczestniczy w akcjach w ramach NATO. W razie konieczności liczba ta może okazać się niewystarczająca. Na powstanie nowych - oczywiście - nie ma pieniędzy. Dla porównania: niemal każdy członek Paktu Północnoatlantyckiego dysponuje
kilkunastoma formacjami specjalnymi, a jakiekolwiek informacje ujawnia się o zaledwie kilku z nich. Poza tym każda ma określoną specjalizację, taką jak odbijanie zakładników, akcje sabotażowe czy walka partyzancka. U nas jest dokładnie odwrotnie - wszyscy wiedzą jakie jednostki posiadamy, a zadania dwóch aktywnie uczestniczących w zleceniach NATO, w analogicznej sytuacji w innym kraju, są podzielone między kilkanaście różnych formacji. Można powiedzieć, że nasi chłopcy są wszechstronni, ale czy istotnie o to chodzi? Chyba jednak nie, skoro coraz częściej pomijani jesteśmy przy planowaniu ważnych operacji.
Brak pieniędzy wpływa także, o czym już wspomniałem na system szkoleń. Ćwiczenia odbywają się zwykle w wymagających, górskich rejonach i siedzibach jednostek specjalnych i tylko tam. Gdzie nam np. do szkoleń brytyjskich lub izraelskich, których rządy potrafią szkolić komandosów na pustyni, w dżungli czy na biegunie. Nie pozostaje nam nic innego jak korzystać z pomocy sojuszników - od początku lat '90 wojska amerykańskie dostarczyły GROM-owi mnóstwo sprzętu. Tylko dzięki ich uprzejmości Polacy mogli uczestniczyć w akcjach na całym świecie i zdobywać bezcenne doświadczenie. Nie ma się więc co dziwić, że komandosi opuszczają szeregi wojska i otwierają lub dołączają się do prywatnych biznesów, albo znajdują zatrudnienie w obcych krajach. Polskie wojsko samo pozbywa się wartościowych ludzi.
Polskie Wojska Specjalne mają na swoim koncie wiele sukcesów. Wystarczy wspomnieć akcje GROM-u: odbicie amerykańskich agentów wywiadu Iraku w 1990 roku czy aresztowanie serbskiego polityka Slavko Dokmanovicia, podejrzewanego o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości, w byłej Jugosławii w 1997 roku. W większości były to jednak akcje z sprzętowym wsparciem sojuszników. Jak długo będzie trwał proceder, w którym polscy komandosi będą stali w roli żebraków, skazanych na ciągłe proszenie się o broń i amunicję? Czy może wreszcie dojdzie do tego, że będziemy prosić o przydział jakiejkolwiek akcji? Czy rząd w końcu otworzy oczy i zamknie swoją kieszeń, udostępniając środki wojsku? Czy obudzi się z ręką w... albo i bez ręki?
Na podstawie:
"Zaniedbana elita" (w)
"Angora", nr 39(1058) z dn. 26.09.2010, L. Szymowski