Po Marynarce Wojennej i Siłach Powietrznych przyszedł czas na kilka zdań o Polskich Siłach Zbrojnych. W jednym z
ostatnich newsów zaprezentowaliśmy artykuł oględnie traktujący o całości polskiej armii - jej zawodowości, ale nieprofesjonalności, "zapaści finansowo-technicznej" i "uprawianiu intelektualnego disco polo w dziedzinie bezpieczeństwa". W tej nowinie chciałbym napisać kilka słów o wojskach lądowych, które - parafrazując słowa poety - są, a jakoby ich nie było.
Armia biurokratów - tak można podsumować wieloletnie działania Ministerstwa Obrony Narodowej w sferze usprawniania i modernizacji armii. Politycy miast inwestować w żołnierzy, zapewniać im nowoczesną broń, amunicję - z uporem maniaka powiększali aparat urzędniczy z tym związany. Siły Zbrojne Rzeczpospolitej Polskiej liczą około 100 tysięcy żołnierzy, z czego 60% stanowią wojska lądowe. Dysponują także etatami cywilnymi - wymienić tu trzeba pracowników MON w centrali i jednostkach na terenie kraju, instytucje w rodzaju Agencji Mienia Wojskowego, urzędników zajmujących się emeryturami, systemem kształcenia, szkoleniem zawodowym, wojskową służbą zdrowia, a także prawników, ekspertów i innych. Sam MON ma problem z określeniem, ilu cywilów zatrudnia, może być to jednak nawet 60 tysięcy osób, czyli... liczebność polskich wojsk lądowych. Jaka jest siła ognia urzędniczej ciżby, można szybko oszacować.
Co więcej, początkujący urzędnik zarabia ok. 25% więcej niż zawodowy żołnierz rozpoczynający służbę. System awansów można natomiast określić jednym słowem - patologia. Wśród ok. 100 tysięcy żołnierzy jest ponad 33 tysiące szeregowych, za to 41 tysięcy podoficerów. Dowódców mamy więcej niż podwładnych. Ha!
Utrzymywanie przez MON tak wielu, umówmy się, zbędnych urzędników, instytucji oraz niemal ciągłe powiększanie aparatu biurokratycznego skutecznie ogranicza jego możliwości inwestycji w to, co w wojsku najważniejsze - żołnierzy i sprzęt. Fundamentem polskiej siły ognia są 753 czołgi, w tym niemal 600 radzieckich T-72 opracowanych w latach '70. Władze PRL na przestrzeni lat kupowały następne modele tych czołgów, toteż najstarsze, będące jeszcze na chodzie i używane w armii mają już ponad 30 lat. A przecież nic nie trwa wiecznie - czołgi psują się, to oczywiste, części zamiennych jednak nikt już nie produkuje (od połowy lat '90).
O wyczynach polskich saperów mogliśmy usłyszeć z różnych mediów. Sukcesu nie odnieśliby jednak, gdyby nie nowoczesny sprzęt otrzymany od Amerykanów. Potwierdza to tylko ogromny potencjał, jaki tkwi w naszych chłopcach, który brawurowo psuje rząd. Podejrzane zakupy, afery korupcyjne, fatalne rozplanowanie wydawania publicznych pieniędzy zaowocowały kilkunastoma sprawami badanymi przez prokuraturę wojskową i dużym zaangażowaniem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Wystarczy wspomnieć aferę z zakupem rakiet krótkiego zasięgu, na które wydano 5 miliardów złotych. Okazało się, że w Polsce są bezużyteczne, bo działają dobrze jedynie na pustyni Negew (południowy Izrael), poza tym jakimś cudem nie dokupiono do nich wyrzutni...
W skład armii lądowej Polskich Sił Zbrojnych wchodzą 4 dywizje, po 2 brygady artylerii, logistyczne i saperów oraz po 1 brygadzie desantowo-szturmowej i kawalerii powietrznej. Dysponujemy, oprócz wymienionych wyżej czołgów, ponad 1100 wyrzutniami artyleryjskimi, 185 wozami dowodzenia, 160 śmigłowcami i 150 wozami technicznymi. Najwięcej zaś posiadamy wozów bojowych i rozpoznawczych - prawie 1600, w tym ok. 300 słynnych Rosomaków. Cóż z tego, skoro - to zdanie pisałem już w swoich nowinach o Polskich Siłach Zbrojnych - stan naszej armii jest znacznie gorszy niż jesienią 1939 roku. O ile wtedy napadnięta Polska potrafiła bronić się ponad miesiąc, o tyle dziś ugięłaby się po kilku dniach. Wnioski nasuwają się same, kiedy jednak nasuną się one MON?
Na podstawie:
"Gotowość do klęski" (w)
"Angora", nr 38(1057) z dn. 19.09.2010, L. Szymowski
pl.wikipedia.org