Zaraz będę piszczał jak mała dziewczynka :ords Przeczytałem wszystkie księgi o Flojdach dostępne w języku polskim, hyhy. Tak, w latach '60 ich muzyka przyciągała młodą, naćpaną inteligencję z Soho i innych kolorowych zakątków Londynu, która podskakiwała przy dźwiękach ich eksperymentów z psychodelicznym rockiem. I chociaż uwielbiam tę erę ich twórczości, jak i samego Syda, to już nie wiem czego się po Tobie spodziewać - myślałem, że rozmawiamy o nieco szerszym zakresie dorobku Flojdów, a nie o improwizowanych na koncertach w UFO / Marquee fragmentach
Interstellar Overdrive i
Astronomy Domine, które służyły jako tło do "kwaśnego" tańca
A może masz na myśli przewrotny tytuł składanki
A Collection of Great Dance Songs który z tańcem ma wspólnego tylko okładkę i obecność kawałka "Another Brick... Part 2" stylizowanego na dyskotekowy, lecz na dyskotekach nie wykorzystywany. Prawda jest taka, że
przytłaczająca większość dorobku Pink Floyd stanowi muzyka do słuchania na siedząco - również na koncertach. Nawet era koncertów stadionowych, przez którą w swoim czasie musiał przejść każdy zespół rockowy - przyprawiała Watersa o plucie na publiczność, bo ta zamiast słuchać i spijać teksty z jego ust, szalała podchmielona pod sceną. Z resztą, na bazie również tych doświadczeń (brak kontaktu na linii zespół-publiczność) powstał zamysł
The Wall czyli mamy kolejny powód, by Pink Floyd nie nazywać zespołem grającym muzykę taneczną, jako że samym muzykom w pewnym momencie było od tego gorzko w ustach. Kolejna sprawa to teksty. Flojdzi nauczyli mnie zwracać uwagę na teksty w muzyce. Zanim dorosłem na tyle, by się im przyjrzeć, powtarzałem uparcie "w muzyce liczy się tylko muzyka, kto chce tekstów niech se czyta poezję" - dzisiaj rozumiem, że zwracając uwagę tylko na muzykę Flojdów, traci się dokładnie połowę z tego, co można wyciągnąć z obcowania z nimi
Jeśli chcesz tańczyć do Echoes albo Shine On You Crazy Diamond, to Twoja strata - parkiet wolny, dosłownie
Owszem, jest jeszcze jedna sprawa, którą mógłbyś wykorzystać jako haka więc może Cię wyręczę i od razu sam o tym napiszę.
Ciemna Strona Księżyca była grana jako akompaniament do baletu. To właściwie źle sformułowane zdanie, bo to balet towarzyszył muzyce, a nie odwrotnie. Chodziło tutaj o widzimisie pewnej grupy tanecznej, a jednym ze znaków firmowych Flojdów jest jak wiadomo zamiłowanie do eksperymentów, więc się zgodzili na współpracę i odegrali koncert. Jak to wyszło - nie wiem, bo nawet w planach mnie wówczas nie było
Zachowały się tylko zdjęcia i pisane wspomnienia Nicka Masona, a co do niektórych koledzy z zespołu mieli sporo zastrzeżeń
Także nie mam bladego pojęcia, jaką historię masz na myśli. Być może jest jeszcze jakaś wersja tancerska - takiej na pewno nie czytałem (podrzuć mi linka, bo uszczypliwie zakładam że jest to wersja online)
Sprawa zwrotek i refrenów. Gdy napisałem, że nie ma na nie miejsca w Radioteleskopie, oto co napisałeś w odpowiedzi:
Co do Pink Floyd, to po prostu myślałem, że pobrałeś u nich chociaż jakąś lekcję i niekoniecznie taką, że dobre dzieła są długie albo, że muszą mieć zwrotki i refreny.
Stąd wyciągnąłem wniosek, żeśmy się nie zrozumieli albo chcesz mi utrzeć nosa
No i tyle o Flojdach w tym poście, mógłbym założyć osobny temat, ale kto wie jak redaktory by na to zareagowały...
Moja "obrona" trwać będzie zawsze trochę dłużej od Twojego "ataku"
Z resztą właśnie w tym celu istnieje ten wątek, żeby dyskutować o tym, co zbroiłem. Nie widzę nigdzie ludzi, którzy czasem dopisaliby coś na połechtanie / pokrzepienie twórcy i jego
dzieła (mrugnięcie oka) więc trudno, będę konsekwentnie robił to sam
Zwłaszcza, że naprawdę zaczynam wierzyć w ten kawałek o Transformatorku, a właściwie w to, że mi się podoba
Mowa oczywiście o nowej wersji, którą
Squonk miał wrzucić na Chomika w wolnej chwili Jak widać, naczelnik nie ma takich wielu, ale wierzę że w końcu się uda. Twój zarzut o rzekomym uprawianiu przeze mnie wampiriady energetycznej odpieram, i w odpowiedzi stwierdzam, że od teraz dyskutować będę nie tylko z powodu poczucia konieczności, lecz również hobbistycznie
Jeśli więc szkoda Ci czasu na bezbarwne dźwięki robotów, to poddaj się - przyznaj się, że brzmienie Radioteleskopu jednak Ci się podoba i czekasz na nowości jak na szpilkach
MZ. słuchałem w czasach liceum, a dokładnie podczas podróży do szkoły - takie tam nastoletnie zajawki o mordowaniu ludzi w autobusie i palaniu ich świątyń. Teraz słucham takich rzeczy wybitnie rzadko i bardzo wybiórczo, więc jeśli
The Drift jest w mniej więcej takim klimacie, to pewnie nie prędko po niego sięgnę
No, ale dzięki za propozycję. Tobie polecam bardzo eksperymentalny album Flojdów,
Ummagumma - dużo dźwięków, mało solówek
Sory za długość posta
EDIT:
No i żeś usunął swojego posta i teraz będzie, że spamuję pisząc dwa megaposty pod rząd Podstęp!!