OK, już wiem jak działa wasz świat po armageddonie, więc pisze, gdzie trzeba.
IMO zadyma ze zmianą klimatu jest czymś na kształt wojny gospodarczej - nie twierdzę, ze zmian nie ma, bo je widac, ale jak się wgłębić w dane, a kiedyś próbowaliśmy to zrobić z Adamem Cebulą, który, jako pracownik naukowy ma dostep do tego, o czym inni tylko slyszą, i wyszło na to, że te procesy są raczej naturalne a człowiek ma w nich znikomy udział. Dlatego ofensywa krajów uprzemysłowionych - a dodajmy, ze wielu z tych, którzy jeszcze 20 lat temu straszyli nową epoką lodowcową teraz stoi w pierwszym szeregu opopularyzacji globalnego ocieplenia, co tez wiele mówi - prowadzi raczej do wasalizacji słabszych gospodarek. IMO, czy bedzie drugi protoków z Kioto, czy go nie bedzie, efekt mamy zagwarantowany. Klimat się zmieni.
A wracając do książki - w okresie trzech lat nie możemy mówić o braku roślinności. Lasy stoją jak stały, tylko martwe. Trawa też nie wyparowała, ani się nie rozłożyła (zwłaszcza jej korzenie). Nie nastapiły dramatyczne zmiany temperatur, więc ziemia nie miała powodów do erozji. Zakłócenie gospodarki wodnej powoduje efekt, jaki widziałeś w czasie przejazdu Adama przez okolice Aspen. Miałem go w pamięci, pisząc książkę. Nie ma jakichś masowych ruchów ziemi, bo korzenie zostały. Jestem z pół wykształcenia leśnikiem (grzechy młodości), troochę mi jeszcze tej wiedzy zostało. :-) zmiany klimatyczne nie nastepują z dnia na dzień, żeby rozregulowac tak potwornie wielki system naturalny trzeba sporo czasu. Zasygnalizowałem w książce, ze coś takiego się zaczyna. Temat jest jednak śliski, dlatego, ze tak naprawdę nie wiemy, jak te procesy moga przebiegac, bo nikt nigdy ich nie modelował. Zwłaszcza pod takim kątem, więc musiałem opierac się na tym, co wykoncypowaliśmy w gronie znajomych znających trochę temat.
Jest jeszcze drugi aspekt sprawy. Czy którakolwiek z powieści postapo trzyma si eściśle podręcznika fizyki? IMO nie, bo nie o to chodzi. Gdyby Nevil Shute chcial się trzymać faktów nie napisałby Ostatniego brzegu.