Bezpośredni link do newsa-----
Tak można podsumować stosunki panujące na linii producenci - odbiorcy energii elektrycznej w Polsce. Okres przemian po 1989 roku to czas stracimy gdy idzie o śmiałe i wizjonerskie decyzje na odcinku energetycznym. Wszystkie ekipy rządzące z dziwną niemocą czy też świadomą głupotą oddawały się "radosnym pląsom", których rytm z jednej strony wyznaczało związkowe lobby górniczo-energetyczne, chcące wyszarpać dla siebie jak największe przywileje - a z drugiej strony oszołomskie, lewackie grupy pseudo ekologiczne, których spełnienie postulatów cofnęło by nas do epoki kamienia łupanego - skuteczniej niż plany Osamy i spółki.
Gospodarka Polski po okresie transformacji od paru lat nabiera coraz szybszego rozpędu, który w dużej mierze jest utrzymywany poprzez zużycie coraz większej ilości energii elektrycznej. Co prawda dziś na alarm biją tylko specjaliści, wyrażający swoje opinię gdzieś pod nosem. Ale wydarzenia z tego roku - jak awarie w Szczecinie czy w Warszawie - jeśli jeszcze dobitnie nie pokazują, że grozi nam brak prądu to udowadniają, w jakim stanie są sieci przesyłowe.
Tu na horyzoncie pojawia się województwo Pomorskie, którego decydenci zaczynają tęsknie wzdychać do elektrowni atomowej na tym terenie. Według moje oceny - jako obserwatora śledzącego te sprawy od ponad 20 lat (pacholęciem będąc ;-) ) region ten bezpowrotnie stracił szansę na budowę takiej instalacji - czasy Żarnowca bis już się nie powtórzą.
Mimo to polecam przeczytać
artykuł "Pomorze prosi o atom" jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej, i włączyć go do kolekcji "żali o musztardzie po obiedzie" w jakiej specjalizują się nasi politycy.
Zauważono na OUTPOST - ale rozbudowano już samemu ;-)