29
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Aq dnia 15 Grudnia 2023, 23:35:44 »
Za Wikipedią „Gra fabularna (inaczej RPG, z ang. role-playing game, nieraz zwana grą wyobraźni, potocznie erpegiem lub rolplejem) – gra towarzyska oparta na narracji, w której gracze (od jednego do kilku) wcielają się w role fikcyjnych postaci”.
No i by się wszystko zgadzało, bo Starfield to gra, gdzie gracze wcielają się w fikcyjną postać o pewnej przeszłości, którą oczywiście wybieramy sami i cechach, które tej postaci przypisujemy. Czyli już na starcie jesteśmy ukształtowaną osobo postacią, bo można także gmerać przy zaimkach. Co do samej narracji, mamy do czynienia z narracją trzecioosobową. Starfield to oczywiście gra elektroniczna, więc za narracje opowiada wykreowany i pokazany świat, który odczuwamy zmysłem wzroku i słuchu, a nie jak w typowej narracji … no właśnie czym? myślą, słuchem. No dobra, już bez kombinowania, mamy wykreowany świat, różne postacie i wydarzenia, w których bezpośrednio lub pośrednio uczestniczymy. I zdaje nam się, że mamy na coś wpływ, albo powodujemy sytuacje, które są konsekwencją naszych wcześniejszych wyborów. Jak to jest w tym Starfieldzie?.
Starfield to duża gra, posługując się nomenklaturą inwestycyjną, jest to duży projekt. Ogrom świata gry jest wprost proporcjonalny do ilości przygód, w których przyjdzie, bądź nie, nam uczestniczyć. Bo Starfield to taka piaskownica z zabawkami, które możemy podnieść, poprzyglądać się im i nimi pobawić, lub odłożyć. Nie we wszystkich przygodach musimy uczestniczyć, nazywając to standardowo, nie wszystkie misje musimy wypełniać.
Dla przykładu, w toku rozwoju postaci, już na samym początku gry dużą ilość punktów zainwestowałem w umiejętności społeczne mianowicie perswazję. W przypadku Starfielda każda cecha posiada po cztery rangi zaawansowania. Spowodowało to, że przez wiele pierwszych godzin gry nie musiałem ciągnąc za cyngiel, bo większość misji nawet tych na styku bić albo nie bić, rozwiązywałem polubownie. Czyli, nie jako poprzez rozwój postaci mamy wpływ na to w jaki sposób te nasze przygody i sytuacje w grze rozwiązujemy.
Tylko czy to nie taka utarta liniowość wyimaginowanej wolności. W realu dając w pracy komuś w mordę, nasza linia komfortu ulegnie bardzo dużej zmianie, a sam komfort pewnej degradacji, bo spotkają nas niechybne konsekwencje. Utrata pracy i płynności finansowej, więzienie, ostracyzm. W grze jest to bardzo wypłaszczone. Owszem, za drobne lub większe przewinienia możemy trafić do więzienia, lecz nie wiąże się to z żadnymi konsekwencjami poza straconym czasem. Wszystkie inne przedmioty w ekwipunku, posiadane dobra jak: statki, domy, placówki pozostają dalej nasze. Tracimy tylko czas na pobyt za kratkami, a także w przypadku wykonywania aktualnej misi, w której czas odgrywa rolę ram jej wykonania, profity z tytułu jej nie wykonania, jednak dotyczy to wyłącznie przygód nie związanych z głównym wątkiem.
No bo życie to nie gra i na odwrót, tak każdy może powiedzieć i to jest prawa, nawet w grach gdzie mamy do czynienia z kilkoma zakończeniami, jest to tylko pozorny wybór, gdyż zawsze liniowość naznaczona różnego rodzaju wyborami prowadzi nas do jednego określonego celu. Bo nie możemy rozegrać gry zupełnie inaczej. Bo idziemy po linie.
Pomimo wszystko Starfield potrafi zaskoczyć.
Czy kiedykolwiek grając w grę poczułem się jak ostatnia szmata, nie przypominam sobie, raczej nie. Starfield mi to zagwarantował. Dał mi możliwość wyboru, dał szanse na rozwiązanie zadania z podniesioną tarczą, bycia tym dobrym, moralnym. Jednak zapytał o coś jeszcze, zapytał czy chce zostać złym człowiekiem, dał możliwość niegodziwego wręcz strasznego czynu, sprawił że gdy skorzystałem właśnie z tego wyboru to poczułem się jak ostatnia szmata. Czy ta sytuacja odbiła się później na sposobie rozwiązywania innych zadań. Czy wpłynęła na mnie tak, że starałem się później inne konflikty rozwiązywać polubownie. Nie wiem, może podświadomie tak.
I taki jest właśnie Starfield, liniowy jak wszystkie inne gry, lecz pomimo tego, w dążeniu do osiągnięcia celu, zakończenia gry, potrafi w tym biegu od startu do mety wskazać nam boczną ścieżkę, gdzie przez chwilę możemy pobiec obok głównej trasy, przekoziołkować kilka razy, poszybować na lianie, poczuć, że mamy na coś wpływ, chociaż trochę połudzić się, że to my stajemy się narratorem tej przygody.
Trzecia droga, nie, nie chodzi o politykę, ale o możliwość wyboru. Odnoszę wrażenie, że twórcy chcieli dać tą trzecią możliwość wyboru i poprowadzenia gry w jeszcze inny sposób niż się do tego przyzwyczailiśmy. Bo zazwyczaj są te dwa wybory TAK lub NIE. Zgadzam się na coś bądź odpuszczam omijając pewną sekwencję rozgrywki, wybierając jedną z dwóch ścieżek bardzo podobnych do siebie fabularnie. Starfield czasami daje nam możliwość odpuszczenia wszystkiego, i podążania własnym torem, co w tym przypadku powoduje konflikt ze wszystkimi innymi wariantami rozgrywki. Bo możesz dołączyć do danej frakcji, lub zostać szpiegiem łącząc siły z drugą stroną, lub możesz też powiedzieć mam was wszystkich w dupie, i tym właśnie zaskakuje mnie ta gra, tym trzecim fuckiem.
A misji jest od …